Gdybym poprzestał na operacjach przeszczepu włosów, zapewne do dziś dzieliłbym to zajęcie z pracą w szpitalu Raszei. Jednak pewnego dnia odwiedził mnie niespodziewany gość, który na trwałe odmienił moje chirurgiczne życie.
Był to dr Andrzej Bielecki, niezmiernie utalentowany chirurg plastyk, który niedawno powrócił z Dusseldorfu.
W charakterystyczny dla niego sposób zadał wprost pytanie: „Jestem zainteresowany, by u Pana operować, a Pan?”. Pytanie krótkie i proste. Nieco zaskoczony zgodziłem się. Wszak w owym czasie jako jedyny w Poznaniu dysponowałem prywatną salą operacyjną umożliwiającą wykonywanie operacji w znieczuleniu ogólnym.
Trudno było więc odmówić, zwłaszcza, że operacje dr Bieleckiego otworzyły przede mną nowy życiowy rozdział trwający do dnia dzisiejszego o nazwie CHIRURGIA PLASTYCZNA.
Dr Andrzej Bielecki był nie tylko utalentowanym chirurgiem plastykiem, ale także lekarzem chętnie dzielącym się wiedzą z innymi. Na przestrzeni wielu lat wyszkolił kilku chirurgów plastyków.
Anegdota mówi, że nazwiska wszystkich, dziwnym zbiegiem okoliczności, zaczynają się na literę „K”. Ja miałem to szczęście, że jako pierwszy mogłem czerpać z wiedzy dr Andrzeja Bieleckiego.
Mam nadzieję, że „mój nauczyciel” przyzna, że była to współpraca obopólna. Razem bowiem, 30 lat temu rozpoczynaliśmy erę przeszczepu tłuszczu w Polsce, podobnie było z zastosowaniem ultradźwięków w zabiegach liposukcji.
Wspólnie wykonywaliśmy olbrzymie operacje plastyki powłok brzusznych. Do dziś pamiętam transmitowaną na żywo przez TVP operację abdominoplastyki u pacjenta, który w ciągu jednego roku utracił 104 kg wagi, stając się „Królem odchudzania w Polsce”.
Temat powiększania piersi implantami, to było w owych czasach ogromne wyzwanie. Dr Bielecki dysponował niezbędną wiedzą, dotyczącą wykonywania tych zabiegów, natomiast ja wziąłem na swoje barki temat zaopatrzenia. Wszak w tamtych czasach nie było w Polsce żadnego oficjalnego przedstawicielstwa firm produkujących implanty.
Sprowadzaliśmy więc implanty piersiowe z Francji, korzystając z pomocy kierowców autobusów kursujących między Paryżem i Poznaniem. Mój przyjaciel Guciu po nocach wyczekiwał na dworcu autobusowym by odebrać cenną przesyłkę.
Na uwagę zasługuje też fakt, że jako jedni z pierwszych w Polsce zastosowaliśmy Botox w estetyce. Pamiętam, jak po powrocie z kongresu w Wiedniu, gdzie odbyłem pierwsze szkolenie u dr Maurizio Viel, z zaskoczeniem stwierdziłem, że Botox jest dostępny w państwowej hurtowni Cefarm.
Jak bezcenny skarb odbierałem lek opakowany w wielkie styropianowe pudło dla zachowania odpowiedniej temperatury.
Ciekawie było też z pierwszym preparatem kwasu hialuronowego o nazwie Restylane.
Podczas gdy stosowaliśmy go już standardowo, większość polskich dermatologów (w owym czasie nie istniała jeszcze medycyna estetyczna) używała kolagen pochodzenia zwierzęcego. Pamiętam duży kongres dermatologiczny w Warszawie, podczas którego wiodący wykład prowadziła profesor z samego Paryża (niestety nie pamiętam jej nazwiska).
Wszyscy wpatrzeni w „światową sławę od kolagenu” z ogromnym zmieszaniem przyjęli moje pytanie skierowane do pani profesor dotyczące bezzasadności stosowania kolagenu mogącego spowodować rozległe reakcje uczuleniowe w momencie, gdy medycyna dysponuje już kwasem hialuronowym.
Napięcie opadło, gdy pani profesor w protekcyjny sposób skwitowała moje pytanie słowami: „pan jest jeszcze młody i mało doświadczony by snuć takie sugestie…”. No cóż kolejne lata zweryfikowały ten pogląd.
Mam nadzieję, że nasza współpraca z dr Andrzejem Bieleckim była owocna dla obu stron. Do dziś wzajemnie się wspieramy w rozwiązywaniu trudnych problemów chirurgicznych.
Śmiało mogę stwierdzić po 30 latach, że dzień, w którym pierwszy raz przekroczył moje progi, zapoczątkował przyjaźń, która trwa nieprzerwanie do dziś.
Na zdjęciu:- Dr Joanna Kurmanow asystująca dr Andrzejowi Bieleckiemu, po lewej pielęgniarka instrumentariuszka Mariola Reszke.