Znów bujna czupryna | Klinika Kolasiński
Tel. +48 61 81 87 550 Tel. kom. +48 783 004 005

Prestiżowa nagroda dla dr n. med. Jerzego Kolasińskiego

Znów bujna czupryna

Nigdy nie przypuszczałem, że łysienie będzie dla mnie w przyszłości sporym problemem. Gdy byłem młodym chłopakiem, jeszcze uczniem szkoły średniej, zauważałem u innych kolegów niewielkie zakola. Mój ojciec natomiast miał dość znaczne przerzedzenia w obrębie części czołowej i szczytowej głowy. Ja jednak zawsze miałem bujną czuprynę. Myślałem więc wtedy, że mnie nigdy ten problem nie będzie dotyczył.

Po maturze rozpocząłem dalszą edukację na wydziale informatyki Politechniki Poznańskiej, ponieważ komputery zawsze były moją wielką pasją. Na studiach towarzyszyło mi wiele stresów związanych z egzaminami i ciężką nauką. Do tego dochodziło nieregularne odżywianie i mała liczba godzin snu. Dopiero na trzecim roku miałem więcej czasu wolnego. Poznałem wtedy wspaniałą dziewczynę i bardzo chciałem się jej podobać. Biegałem regularnie do fryzjera, by mieć zawsze krótko przystrzyżone włosy, które układałem, używając niewielkiej ilości żelu, aby nie fruwały bezładnie na wietrze. Używałem też dobrych wód toaletowych. Było mnie na nie stać dzięki udzielaniu korepetycji z matematyki i fizyki. Dorywcza praca w firmie ojca pozwala mi również mieć przy sobie kilka złotych na kino czy kawę z ukochaną. I tak mijały miesiące. W pewnym jednak momencie zauważyłem, że moje włosy nieco się przerzedziły w obrębie zakoli i czoła. Miałem wtedy 23 lata i trochę mnie to zaniepokoiło. Zapytałem więc ojca, jak wyglądało łysienie w jego przypadku i jak wyglądali dziadkowie, których niestety nie poznałem. Usłyszałem wtedy, że problem wypadania włosów dotyczył wszystkich mężczyzn z rodziny mojego taty i wszyscy oni łysieli w bardzo podobny sposób – początkowo tylko w obrębie zakoli, a potem pojawiały się przerzedzenia w okolicy czołowej i szczytowej głowy. Na szczęście żaden z nich nie był całkowicie łysy, co trochę mnie pocieszyło.

Od tamtej chwili zacząłem jeszcze bardziej dbać o moją fryzurę. Kupiłem zestaw szamponów przeciw wypadaniu włosów, płynowe odżywki i specjalne ampułki z Minoxidilem do wcierania przez kolejne 40 dni w skórę owłosioną głowy. Czy to skutkowało? Nie wiem, ale miałem poczucie, że robię wszystko, by zapobiec łysieniu.

Minęło kolejnych kilka lat. W międzyczasie skończyłem studia i ożeniłem się. Na świat przyszły moje dwie cudowne córeczki. Miałem też dobrą, odpowiedzialną i nieźle płatną pracę. Nie narzekałem na brak zajęć. Wręcz przeciwnie, rodzina coraz częściej zarzucała mi brak czasu dla nich. Postanowiłem więc zwolnić nieco tempo życia i zająć się bardziej córkami, które coraz częściej wymagały mojej obecności w domu. Znalazłem również wolne chwile dla siebie.

Pewnego razu po umyciu głowy z niepokojem zauważyłem, że dość dużo moich włosów pozostało w wannie na sitku odpływu wody. „To pewnie wiosna” – pomyślałem. Zawsze w początkowych dniach tej pory roku moje włosy były nieco słabsze i więcej ich wypadało. Kolejne ciepłe miesiące i odpowiednia dieta wzbogacona większą ilością surowych warzyw i owoców spowalniały ten proces i powodowały znaczne wzmocnienie skóry i wszystkich jej przydatków. Tym razem postanowiłem jednak nie czekać i kupiłem zestaw witamin. Na naszym rynku jest sporo takich specyfików. Pocieszałem się, że jak tylko wyrównam niedobory witaminowe organizmu, wszystko wróci do normy. Nadeszło lato. Wakacje spędziliśmy głównie nad morzem i trochę w górach. Dziewczynki pojechały też z rówieśniczkami na obozy sportowe, gdyż obie świetnie pływają. Pod koniec lata spędziliśmy również kilka dni w leśniczówce moich teściów. Las, świeże powietrze i kontakt z przyrodą spowodowały, że zapomniałem o wszystkich problemach zawodowych i zdrowotnych. Nawet o problemie z moimi włosami.

Kiedy znów wróciłem do pracy, a ogrom obowiązków spowodował pojawienie się stresów, problem łysienia ujawnił się ponownie. Niestety, tym razem odniosłem wrażenie, że włosów na głowie mam jeszcze mniej niż przed wakacjami. Dość znacznie powiększyły się zakola, a także zdecydowanie prześwitywała skóra okolicy czołowej i szczytowej głowy. Tylko pas włosów okolic skroniowych i potylicznej był nienaruszony. „Co tu robić?” – myślałem. Miałem wtedy 35 lat, czułem się bardzo młodo i równie młodo chciałem wyglądać.

Któregoś jesiennego wieczoru usiadłem przy komputerze i w Internecie zacząłem szukać jakichkolwiek informacji na temat łysienia i sposobów jego leczenia. Myślałem o nowych płynach i szamponach, ponieważ te, których używałem od wielu lat, najwyraźniej nie działały. Tabletki witaminowe też nie na wiele się zdały. Wśród różnych doniesień znalazłem informację o chirurgicznym leczeniu łysienia, polegającym na przenoszeniu mieszków włosowych z okolicy potylicznej, tam gdzie włosy nie wypadają, w okolice łyse lub przerzedzone. Postanowiłem bardziej wgłębić się w to zagadnienie i dowiedzieć się czegoś więcej. Na stronie internetowej kliniki chirurgicznej, która zajmowała się tego typu zabiegami, odkryłem możliwość anonimowego zadania pytania on-line. Spróbowałem. Bez podawania swoich danych
zadałem kilka nurtujących mnie pytań. Następnego dnia dostałem odpowiedź. Poinformowano mnie, że trudno jest dokładnie określić, czy nadaję się do zabiegu, ile przeszczepów potrzebuję i jaki będzie koszt leczenia. Zaproszono mnie na bezpośrednią konsultację z chirurgiem. Zdecydowałem się więc pojechać. Wcześniej omówiłem wszystko z żoną, która całkowicie popierała mój pomysł.

Pacjent z łysieniem androgenowym. Stan przed leczeniem oraz po leczeniu przeszczepem włosów

Pacjent z łysieniem androgenowym. Stan przed leczeniem oraz po leczeniu przeszczepem włosów

Pewnego popołudnia stawiłem się w gmachu kliniki. W poczekalni czekało już kilka osób. Pani w biurze dała mi ulotkę i folder kliniki oraz poinformowała, że jestem trzeci w kolejności. Czekałem cierpliwie, a po 30 minutach znalazłem się w gabinecie lekarskim. Pomieszczenie to w żaden sposób nie przypominało tradycyjnego gabinetu, co pozwoliło mi poczuć się mniej skrępowanym i spiętym. Pan doktor obejrzał moje włosy, zapytał o wiek i przebieg wypadania włosów oraz o łysienie w rodzinie. Wszystko wskazywało na genetyczne podłoże moich problemów. Poinformował mnie też, na czym miałby polegać zabieg, ile przeszczepów potrzeba, by pokryć całą przerzedzoną powierzchnię i uzyskać dobrą gęstość włosów, oraz jak to rozplanować w czasie. Zaproponował mi również zażywanie specjalnych tabletek przeciw wypadaniu włosów. Były to tabletki hormonalne, które miały wpływ na metabolizm hormonu męskiego i w ten sposób blokowały receptory włosowe oraz zapobiegały ich utracie. Stwierdził, że jestem młodym człowiekiem, a tabletki te w żaden sposób nie są w stanie zachwiać mojej równowagi hormonalnej i spowodować jakichkolwiek zmian libido. Na pewno jednak spowolnią proces wypadania włosów, szczególnie w części centralnej, czyli szczytowej głowy. Ponieważ jechałem na konsultację już z nastawieniem, że poddam się takiej operacji, od razu umówiłem się na zabieg.

Po kilku tygodniach nadszedł termin operacji i w wyznaczonym dniu przyjechałem z samego rana do kliniki. Przemiła obsługa spowodowała, że nie czułem się tam jak w szpitalu. Zabieg miał się odbyć około południa, więc miałem chwilę na poczytanie zaległej prasy. Na sali operacyjnej zmierzono mi ciśnienie krwi, które było nieco podwyższone z powodu mojego podekscytowania. W początkowej części zabiegu leżałem na brzuchu, a potem już w wygodnej pozycji półleżącej. Najgorsze było zastrzyki, które, jak myślę, przeżyłem gładko, bo nastawiałem się na zdecydowanie większy ból. Zabieg był przeprowadzony w znieczuleniu miejscowym, a w trakcie jego trwania mogłem słuchać muzyki i chwilę podyskutować z doktorem. Miałem też wrażenie, że chwilkę nawet się zdrzemnąłem. Po trzech godzinach zabiegu wróciłem do swojej pokoju, zjadłem obiad i miałem czas na relaks. Na głowie był założony opatrunek, który następnego dnia rano usunięto. Po śniadaniu podczas ponownego spotkania lekarz wyjaśnił mi, co robić przez następnych kilka dni. Wiedziałem, że mogę wyglądać dość nieciekawie z powodu opuchlizny czoła i wielu strupków, więc profilaktycznie wziąłem sobie dwa tygodnie urlopu.

Wróciłem do domu, a wszystkie trzy moje kobietki z zaciekawieniem patrzyły na moją poszatkowaną skórę głowy. Następnego dnia czoło miałem mocno opuchnięte. Zacząłem stosować zalecone przez doktora zimne okłady. Niestety nie na wiele się one zdały. Opuchlizna schodziła na oczy i z trudem podnosiłem powieki. Po trzech dniach jednak wszystko wróciło do normy. Wtedy to po raz pierwszy mogłem umyć głowę. To była dla mnie największa ulga. Tydzień po zabiegu stawiłem się w klinice na kontrolę. Usunięto szwy założone w miejscu pobrania, na tyle głowy. Po kilku kolejnych dniach odpadły wszystkie strupki w miejscu przeszczepiania wraz z krótkimi włoskami. W tym momencie wyglądałem, jak przed zabiegiem. Zupełnie normalnie. Od tej chwili musiałem spokojnie czekać, aż mieszki włosowe podejmą swą funkcję i nowe włoski pojawią się na powierzchni skóry.

To były najtrudniejsze trzy miesiące mojego życia. „Jak tu cierpliwie czekać?” – rozmyślałem. Jednak obowiązki zawodowe i rodzinne spowodowały, że czas ten minął niezmiernie szybko. Pewnego wieczoru, patrząc jak co dzień w lustro, zauważyłem, że coś zaczyna „kiełkować” – i nie myliłem się. Włosy zaczęły rosnąć. Po kolejnych trzech miesiącach osiągnęły one długość trzech centymetrów i śmiało mogłem udać się do fryzjera, aby nadać mojej bujnej czuprynie świeży, modny kształt.

Adam

Komentarz:

W obrębie skóry owłosionej głowy u osoby nie łysiejącej znajduje się ok. 100-140 tys. włosów. Liczba ich zależy od grubości i koloru włosa. Rosną one zwykle ok. 1 cm na miesiąc, a każdego dnia tracimy ich ok. 50-100. Każdy włos przechodzi trzy fazy swojego życia: anagen, czyli okres wzrostu, katagen, zwany fazą przejściową, i telogen – czas spoczynku. Prawidłowo po wypadnięciu starego włosa w jego miejscu zaczyna rosnąć nowy i cały cykl powtarza się. Jednak gdy wypada więcej niż 100 włosów na dobę, a do tego w miejsce starych włosów nie pojawiają się nowe, jest to stan alarmowy. Najczęstszą przyczyną łysienia jest łysienie androgenowe, które dotyczy ok. 80% mężczyzn. Jest ono uwarunkowane genetycznie i dziedziczone głównie w linii męskiej. Początkowy etap łysienia polega na cofaniu się linii czołowej i skroniowej oraz stopniowym powiększaniu zakoli. W dalszej kolejności pojawia się tzw. łysina centralna na szczycie głowy. Odpowiedzialne za tego typu łysienie są hormony męskie – androgeny, których głównym przedstawicielem jest testosteron. We krwi pod wpływem enzymu 5-alfa-reduktazy ulega on przemianie w dihydrotestosteron (DHT), który z kolei powoduje stopniowy zanik mieszków włosowych z następowym wypadnięciem włosa. Na szczęście nie wszystkie mieszki włosowe są wrażliwe na ten związek, a należą do nich mieszki usytuowane wokół głowy (tzn. w okolicy potylicznej i okolicach skroniowych). W populacji rasy białej łysienie występuje u ok. 30% mężczyzn w wieku 30 lat i u 50% pięćdziesięciolatków. Jest to proces długotrwały i zwykle trwa od 15 do 25 lat, a niezwykle rzadko krócej niż 5 lat. W ciągu roku łysiejący mężczyzna traci średnio ok. 5% włosów. Utrata owłosienia głowy jest często odbierana przez mężczyzn i otoczenie jako coś negatywnego. Stąd powoduje ona pogorszenie stanu psychicznego, wywołuje poczucie niskiej atrakcyjności, obniżenie samooceny, a nierzadko też depresję. Powszechnie uważa się, że łysiejący mężczyzna odnosi mniejsze sukcesy w życiu zawodowym i prywatnym.

Na rynku dostępnych jest wiele płynów i szamponów wpływających na porost włosów i chroniących przed ich wypadaniem. Pamiętajmy jednak, że włos jest martwym produktem mieszka włosowego i żaden preparat stosowany zewnętrznie nie jest w stanie zahamować procesu jego wypadania. Stąd wszystkie te specyfiki są nieskuteczne w leczeniu łysienia.

Ubytki owłosienia często są korygowane upinkami, treskami czy perukami. W zakładach fryzjerskich nastała obecnie moda na zagęszczanie i wydłużanie włosów przez dopinanie sztucznych pasemek. Niestety, nie tylko nie daje to pozytywnego rezultatu, lecz wręcz niszczy włosy jeszcze istniejące, osłabiając je i mechanicznie uszkadzając. Stosując peruki czy treski, zaleca się często golenie włosów istniejących, by dobrze dokleić je i dopasować do skóry głowy. Owszem, jest to jakieś rozwiązanie, lecz tylko w ekstremalnych przypadkach, gdy leczenie chirurgiczne nie jest już możliwe. Dzięki nowoczesnym technikom sztuczne włosy można idealnie dobrać, dopasowując ich kolor i grubość do pozostałych włosów na głowie.

Jedynym trwałym i naturalnym sposobem korekcji łysienia jest leczenie chirurgiczne, polegające na uzupełnieniu ubytków owłosienia skóry głowy za pomocą przeszczepu włosów. Technika przenoszenia fragmentów skóry głowy zawierających mieszki włosowe jest znana od ponad stu lat. Pierwsze doniesienie ukazało się w 1822 r., kiedy to Dieffenbach przeprowadził eksperymentalny przeszczep sierści u zwierząt i piór u gęsi. Po raz pierwszy zabiegu przeszczepu ludzkich mieszków włosowych dokonał japoński lekarz Okuda w 1939 r. Twórcą metody stosowanej do dnia dzisiejszego był amerykański dermatolog Norman Orentreich, którego prace ukazały się w latach pięćdziesiątych XX w. Początkowo stosowana metoda punchtechnique, pozostawiająca nierówności skóry i tzw. kępki włosów, została wyparta przez mikro- i miniprzeszczepy, zaproponowane w 1981 r. przez Rolfa Nordtroma. W 1984 r. Headington jako pierwszy zdefiniował, a od 1990 r. wielu innych (Limmer, Rassman, Shapiro, Bernstein) spopularyzowało pojęcie zespołu mieszków włosowych (follicular units).

Zabieg chirurgicznego leczenia łysienia polega na pobraniu skóry owłosionej z okolicy potylicznej głowy, odpowiednim przygotowaniu mini- i mikroprzeszczepów zawierających pojedyncze zespoły mieszków włosowych, a następnie umieszczeniu uzyskanych fragmentów skóry w obszarach całkowicie pozbawionych włosów lub posiadających włosy przerzedzone. Wszystkie etapy operacji przeprowadza się w znieczuleniu miejscowym i tylko w wyjątkowych przypadkach stosuje się znieczulenie ogólne (np. u dzieci). Pobrany z tyłu głowy fragment skóry może mieć postać pojedynczego paska o szerokości 1-1,5 cm, kilku cienkich pasków bądź małych wałeczków uzyskanych zarzuconą już metodą punch-technique. W ostatnich latach coraz większą popularność zyskuje metoda FUE – follicular unit extraction, polegająca na pobieraniu drobnych fragmentów skóry owłosionej głowy zawierających pojedyncze zespoły mieszkowe. Entuzjaści tej metody zachwycają się nią, lecz ma ona wiele ograniczeń. Stosowana jest głównie u młodych osób, u których przerzedzone są zakola, gdyż maksymalna liczba przeszczepów możliwych do wykonania tą techniką podczas jednego zabiegu wynosi 500-600. Zaletą jest to, że zamiast jednej poziomej blizny kilkucentymetrowej długości na tyle głowy pozostaje wiele drobnych blizn. Metoda ta pozwala strzyc włosy z tyłu głowy bardzo krótko, co w obecnych czasach jest dość popularne wśród młodych mężczyzn. Operacja tą techniką trwa 2-3 razy dłużej niż metodą tradycyjną, co niestety wiąże się z wyższymi kosztami zabiegu.

W Hair Clinic Poznań, istniejącej już od 20 lat, wypracowano własną technikę wkładania przeszczepów. Jest to szeroko propagowana przez dr. Kolasińskiego technika Four Hands Stick and Place, polegająca na wprowadzaniu przeszczepów w malutkie nakłucia skórne bezpośrednio po ich wytworzeniu. Dzięki niej możliwe jest precyzyjne dobieranie wielkości nacięcia do średnicy przeszczepu. Przy głowie pacjenta pracują jednocześnie dwie osoby i obie operują z użyciem obu rąk, co znacznie skraca czas tej części zabiegu i nie naraża pacjenta na długotrwałe znieczulenie. Tak doskonała technika zaoszczędza też konieczności wielogodzinnego przebywania na stole operacyjnym i jest obecnie najszybszym na świecie sposobem wykonywania zabiegu przeszczepu włosów!

W leczeniu przeszczepem włosów niezwykle ważne jest, aby wyobrażenia i oczekiwania pacjenta były zgodne z możliwościami technicznymi i zmysłem estetycznym chirurga wykonującego zabieg. Podczas wstępnej konsultacji należy określić liczbę przeszczepów, ich rozmieszczenie oraz ostrożnie zaplanować przednią linię włosów. Rysując ją, zwraca się uwagę na indywidualne cechy twarzy: wysokość i szerokość czoła, rozstaw oczu, kolor i grubość włosów oraz różnicę pomiędzy barwą włosów a kolorem skóry. Przeszczepy w miejscu biorczym umieszcza się zwykle w odstępach 1-1,5 mm. Zapewnia to prawidłowe ich wgojenie, ale nie zawsze daje pożądaną gęstość. Wielokrotnie konieczny jest więc drugi zabieg w obrębie tego samego obszaru, by ostateczna gęstość włosów była zadowalająca. W przypadku dużych powierzchni bezwłosych możliwe jest wykonanie kilku operacji,łączonych często z zabiegami redukującymi łysinę centralną, tzw. scalp reduction. Obecnie proponuje się pacjentom wykonanie dużych sesji, podczas których dokonuje się nawet 3000 przeszczepów. Taki zabieg wymaga od zespołu operacyjnego ogromnej sprawności i obecnie tylko nieliczne kliniki na świecie są w stanie go wykonywać. Wśród tych nielicznych jest zespół Hair Clinic Poznań.

Od pewnego czasu wielu lekarzy zajmujących się chirurgią włosów zaleca wspomaganie zabiegu terapią doustną. W 1998 r. wprowadzony został w Stanach Zjednoczonych doustny lek, który obecnie jest zarejestrowany w ponad 53 krajach świata, a zalecana dawka to 1mg dziennie. Jest to lek hormonalny, stosowany wyłącznie u mężczyzn w leczeniu łysienia androgenowego, którego zadaniem jest blokowanie przemiany testosteronu do jego metabolitu, dihydrotestosteronu (DHT). DHT mianowicie wydłuża fazę telogenową i skraca anagenową, czyli fazę wzrostu, doprowadzając do zaniku mieszka włosowego. Zaleca się stosowanie tabletek w sposób ciągły, a efekt zauważalny będzie już po trzech miesiącach.

Przyszłość stanowić mogą komórki macierzyste. W ostatnich latach coraz częściej wspomina się o ich roli w chirurgii estetycznej i odtwórczej włosów. Obecne w skórze pobudzają rozwój komórek naskórka, gruczołów łojowych i potowych, a także mieszków włosowych. Liczne czynniki wzrostu znajdujące się w obrębie skóry uaktywniają je i stymulują do rozwoju wszystkich elementów ludzkiego włosa i jego cyklicznej przemiany. Cała nadzieja w inżynierii komórkowej i tkankowej. To ona pozwoli w przyszłości znaleść odpowiedni klucz do komórek macierzystych i tak je stymulować, by nie tylko spowodować ich nieograniczone rozmnażanie, ale też sterowanie ich rozwoju w okolicach pozbawionych włosów. W Polsce pierwszych operacji przeszczepiania włosów dokonał Jerzy Kolasiński w 1984 r. Swoje pierwsze doświadczenia przedstawił na sympozjum we Wrocławiu w 1988 r. Dr Kolasiński należy do grupy największych światowych sław zajmujących się problematyką łysienia i jego chirurgicznego leczenia. Jest zapraszany do wielu krajów w celu wygłoszenia wykładów, prowadzenia kursów i warsztatów szkolących rzesze lekarzy na świecie. W klinice pracuje w trzyosobowym zespole wraz z dr Małgorzatą Kolendą i dr Wojciechem Zielińskim.

dr n. med. Małgorzata Kolenda

Dowiedz się więcej na temat zabiegu: Przeszczep włosów