Sięgając pamięcią wstecz stwierdzam, że przełom XX i XXI wieku był w moim życiu zawodowym bardzo aktywny.
Przyjmowałem wiele zaproszeń do różnych ciekawych miejsc na świecie by wykonywać operacje.
Jedną z takich zawodowych wypraw był wyjazd do Rijadu, w lipcu 2001 r. na zaproszenie doktora Samira Ibrahim, znanego mi od lat chirurga plastyka, który był absolwentem poznańskiej Akademii Medycznej i od kilku lat zajmował się przeszczepami włosów z mojej inspiracji.
W owym czasie operował w klinice Obagi i zaproponował, bym zastąpił go podczas urlopu.
Wyjazd był poprzedzony wieloma przygotowaniami formalnymi. Należało uzyskać stosowne zgody.
Szczęśliwie wszystko przebiegło pomyślnie bowiem w Arabii Saudyjskiej bardzo dużo zależało kim był zapraszający.
W moim przypadku właścicielem kliniki był członek jednej z 20-stu uprzywilejowanych rodzin saudyjskich, którego przodek uczestniczył w historycznym zdobyciu twierdzy Rijad w roku 1902, wydarzeniu będącym kamieniem milowym w stworzeniu państwa Arabia Saudyjska przez Abd ai-Aziz II as-Su’ud.
Formalności wizowe musiałem załatwiać w ambasadzie w Berlinie.
Pewien szok wywołał u mnie formularz zgody in blanco na poddanie się karze śmierci w wypadku znalezienia przy mnie narkotyków.
Oczywiście nie zamierzałem nic takiego wwozić do Arabii Saudyjskiej, więc z pewnym drżeniem serca podpisałem także ten dokument.
Zasady pracy w klinice przybliżył mi dr Samir Ibrahim.
Praktycznie miałem wolną rękę w kwestii honorarium, którym następnie dzieliłem się procentowo z właścicielem kliniki.
Targowanie się w sprawach ceny jest typowym obyczajem arabskim, ale dla mnie stanowiło pewne novum.
W sytuacjach, gdy nie dochodziłem do porozumienia z potencjalnym pacjentem w sprawach finansowych do akcji wkraczała sekretarka o oryginalnym imieniu Lama, która swym magicznym wzrokiem okraszonym delikatnym uśmiechem łagodziła moje stanowisko w kwestii wynagrodzenia za operację.
Do pomocy w zabiegach dr Samir pozostawił mi swój zespół trzech asystentów z Filipin. Niezmiernie pracowici i bardzo mili.
Z tego co wiem dwoje z nich do dziś pracuje z dr Samirem w jego klinice w Poznaniu.
Mój dzień w Rijadzie przebiegał dość typowo: rano szofer zabierał mnie z hotelu do kliniki, tam spędzałem czas na operacjach i konsultacjach, po południu wracałem do hotelu, a wieczorem byłem często zapraszany na imprezy w gronie znajomych z innych krajów arabskich takich jak Syria, Jordania czy Liban.
Co ciekawe, mimo oficjalnej prohibicji dość często na stole lądowały trunki wysokoprocentowe. Jak to w życiu bywa – owoc zakazany zawsze lepiej smakuje.
Pewnym przywilejem, który mnie spotkał było zachowanie przy sobie paszportu.
Najczęściej bowiem bywało tak, że osoba zapraszająca kogoś zza granicy przejmowała od niego paszport do czasu zakończenia kontraktu.
Mój sponsor tego jednak nie wymagał. Stało się to przypadkowo powodem emocji innej natury.
Otóż podczas jednego z wieczornych bankietów, nieco rozbawiony pokazałem moim kompanom paszport z wbitą wizą z Izraela.
Miesiąc wcześniej byłem bowiem w Tel Awiw, gdzie operowałem podczas warsztatów zorganizowanych przez dr Alexa Gindzburga.
Reakcja arabskich kolegów była piorunująca. Uzmysłowili mi, że taki stempel w moim paszporcie może być przedmiotem sporych kłopotów w tutejszym kraju.
Kategorycznie zakazali mi komukolwiek pokazywać tę stronę paszportu.
Świadom tego faktu, z drżeniem serca przedstawiłem do kontroli mój paszport oficerowi na lotnisku w Rijadzie przed wylotem do Polski.
Modliłem się by nie dostrzegł dowodu mojego pobytu we wrogim kraju. Na szczęście udało się.
Ogromną przyjemnością pobytu w Arabii Saudyjskiej było spotkanie polskiego chargé d’affaires Staszka Smolenia, który zakładał naszą ambasadę w Rijadzie w 1998 roku.
Jego ogromne doświadczenie dyplomatyczne, wręcz ekspercka wiedza na temat krajów arabskich, a ponadto nieprzeciętna kultura osobista sprawiły, że dni wolne w jego towarzystwie były niezapomnianym czasem styczności z tak egzotycznym dla mnie krajem.
Dodatkowym smaczkiem naszego spotkania był fakt, że jego żona Hanka szkoliła się w lotach szybowcowych w Aeroklubie Ostrowski w tym samym czasie co ja. Mięliśmy więc także co wspominać.
Dzięki Staszkowi Smoleniowi odwiedziłem niezmiernie ciekawe zakątki Rijadu włącznie z miejsce wykonywania wyroków za wszelakie przestępstwa jak kradzież, handel narkotykami, pedofilię i zabójstwa.
Szczęśliwie nie dane mi było widzieć kata obcinającego ręce lub głowy. Poprzestałem na relacjach Staszka. Jednak radykalność tamtego wymiaru sprawiedliwości zrobiła na mnie wrażenie.
Kolejnym równie ciekawym miejscem mojej aktywności w tamtym czasie był Teheran.
W październiku 2003 roku uczestniczyłem w dużym kongresie dermatologicznym połączonym z warsztatami chirurgicznymi na zaproszenie dr Ali Abbasi.
Wyjazd do tak ciekawego kraju o wielotysięcznej historii, a dziś uznawanego za przeciwstawienie zachodniej demokracji też okraszony był sporymi emocjami.
Wychowanym w czasach komuny, było mi łatwiej zrozumieć reguły działania państwa, które chce całkowicie kontrolować swoich obywateli.
Jednak spotkani wówczas ludzie byli dla mnie ogromnie życzliwi.
Moje wykłady i operacje pokazowe zostały przyjęte ze sporym zaciekawieniem.
Gościnność dr Abbasi była wręcz ujmująca.
Do dziś spotykamy się na różnych kongresach i wymieniamy serdeczne uwagi. Wszak wszędzie na świecie istnieją pokłady ludzkiej przyjaźni i życzliwości przy zachowaniu i poszanowaniu odrębności kultur.
Tylko stosunkowo niewielka garstka polityków wykorzystuje te różnice kulturowe i religijne by realizować swoje mroczne pragnienia zła.
Pozostanie za Czesławem Niemenem zaśpiewać: ‘’…lecz ludzi dobrej woli jest więcej. I mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim… nie, nie. Nadszedł już czas, Najwyższy czas Nienawiść zniszczyć w sobie.” (utwór Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat” powstały w 1967r.)
Mimo optymistycznemu nastrojowi nie dałem wiary przekonaniu o wszechobecnej tolerancji i przed kolejnym wyjazdem do Stanów Zjednoczonych wymieniłem paszport z pieczątkami z Arabii Saudyjskiej i Iranu.
Na zdjęciach:
– Klinika Obagi w Rijadzie
– Reklamy w miejscowej prasie zachęcające do operacji przeszczepu włosów w klinice Obagi wykonywanych przeze mnie
– Moi asystenci w Rijadzie, od lewej: Sami Qudah, Jozef Exconde i Teresita Tabayoyong
– Sekretarka Lama, zawsze pomogła złagodzić negocjacje z pacjentami
– dr Jerzy Kolasiński podczas operacji w klinice Obagi
– Rijad by night
– Ghutra dobrze pasowała do moich wąsów
– Miłe wspomnienie z Rijadu, od lewej: dr Samir Ibrahim, dr Jerzy Kolasiński, pani Hanna Smoleń i pan Stanisław Smoleń
– dr Jerzy Kolasiński na kongresie w Teheranie
– dr Jerzy Kolasiński podczas operacji pokazowej w Teheranie
– dr Jerzy Kolasiński podczas wywiadu dla irańskiej telewizji
– dr Jerzy Kolasiński i dr Ali Abbasi