Mam 43 lata , w lutym 2009 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi lewej, hormonozależny. Jestem po radykalnej amputacji piersi. Zastosowano chemioterapię, radioterapię i hormonoterapię. Nie jestem obciążona genetycznie, ale mam długą historię nowotworów w bliskiej rodzinie. Na rekonstrukcję lewej piersi czekałam dwa lata, przebiegła ona dwuetapowo z zastosowaniem ekspandera i protezy. Byłam szczęśliwa, bo poczułam się znów kobietą. Niestety ciągłe kampanie alarmujące o ryzyku raka piersi wykształciły u mnie chroniczny strach, że nowotwór zaatakuje drugą pierś. Decyzja była jedna, nie będę czekała aż go wykryją! Wiele osób kazało mi się cieszyć odzyskaną kobiecością, póki można, bo na wszystko przyjdzie pora, na raka też. Miały być badania profilaktyczne, wyczulenie na sygnały z ciała, na ewentualne pierwsze objawy, a więc wszystko to, co już przerobiłam. Najpierw miał być rak, potem cierpienie, a wreszcie heroiczna walka zakończona wycięciem kolejnej piersi. Oto prawdziwa kobiecość. Dlatego jak najszybciej chciałam zrobić profilaktyczną mastektomię drugiej piersi i uciec przed nawrotem choroby. Nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Musiałam tylko znaleźć miejsce i najlepszego lekarza. Niestety, poza nielicznymi wyjątkami, moja decyzja nie była popierana przez lekarzy. Cały czas zapewniali mnie, że ta operacja nie jest potrzebna, ponieważ raka piersi można szybko wykryć i leczyć. Nikt jednak nie wspomniał, że pomimo tak dużej wykrywalności raka piersi, co roku setki tysięcy kobiet na raka piersi umiera. A przecież ja w ogóle nie chciałam zachorować. Byłam zawiedziona krytyką kobiet poddających się profilaktycznej mastektomii i odbieraniu im prawa do decydowania o sobie.
W tej chwili medycyna i rozwój chirurgii plastycznej oraz rekonstrukcji piersi daje odpowiedzi na wiele pytań i to my możemy podjąć decyzję. Przede wszystkim trzeba wyraźnie podkreślić, że profilaktyczna mastektomia to nie moda, bo zdecydowała się na nią Angelina Jolie i nie fanaberia. To często dla kobiety walka o wszystko. W mojej rodzinie na nowotwór zmarł mój tata, jego rodzice, siostry i brat. Oni nie mieli takiej możliwości i takiego wyboru. Wiedziałam, że nie zaznam spokoju , jeżeli nie wykorzystam wszystkich metod jakie oferuje dzisiejsza medycyna aby maksymalnie wydłużyć i polepszyć jakość swojego życia. Zbierałam informacje, czytałam, rozpoczęłam pogoń za wiedzą i praktyką. I tak trafiłam do Kliniki Kolasiński, do dr Jerzego Kolasińskiego. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że mam do czynienia z tak znakomitym chirurgiem-plastykiem. Mogłam porozmawiać, wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Doktor, nie tylko szczegółowo wytłumaczył mi na czym polega operacja, ale otoczył mnie empatią, zrozumieniem, wsparciem i ciepłym poczuciem humoru. Po kilkunastominutowej rozmowie wiedziałam, że bardzo chcę, żeby to właśnie ten doktor mnie operował. Przy niewielkim ryzyku i minusach operacji, zdecydowanie przeważały plusy. Bardzo ważnym było to, że przy usuwaniu profilaktycznym piersi nie ma potrzeby usuwania węzłów chłonnych.
Dziś jestem cztery miesiące po operacji. Dr Kolasiński doradził mi zastosowanie implantów anatomicznych. Jak się czuję? Zdrowa, dumna, szczęśliwa, a przede wszystkim atrakcyjna z jędrnymi i pięknymi piersiami. Dziś mogę powiedzieć, że wszystko co zrobiłam, to wyłącznie dla siebie i córki… „Ja, wiedząc co może mi być pisane, mogłam z tym coś zrobić i będę przy moim dziecku tak długo, jak Bóg mi na to pozwoli”. Niektóre kobiety cieszą się, że udało im się pokonać chorobę nowotworową, a wszystkie niedogodności, obawy, lęki zostawiają w rękach tego, co przyniesie życie. Ale wiem, że są kobiety takie jak ja, zdeterminowane, silne i świadome i to im chcę powiedzieć: Naprawdę było warto!
Agnieszka