Okiem pacjenta | Klinika Kolasiński https://klinikakolasinski.pl Chirurgia estetyczna i ortopedia Mon, 03 Jul 2023 08:50:21 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.7.2 Jej się udało https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/jej-sie-udalo.html Mon, 02 Nov 2009 21:54:53 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=1898 Zrzucić 25 kilogramów to nie lada wysiłek, a jednak udało mi się. Od dziecka sporo ważyłam, a rodzice nie dbali o mój wygląd. Najważniejsze, abym była rumiana, zdrowa i „dobrze” odżywiona. Mając 14 lat, przy wzroście 173 centymetrów ważyłam 86 kilogramów. Doskonale wiedziałam wtedy, że jestem nieco pulchniejsza, jadłam dużo i nigdy nie umiałam powiedzieć […]

The post Jej się udało first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Zrzucić 25 kilogramów to nie lada wysiłek, a jednak udało mi się. Od dziecka sporo ważyłam, a rodzice nie dbali o mój wygląd. Najważniejsze, abym była rumiana, zdrowa i „dobrze” odżywiona.

Mając 14 lat, przy wzroście 173 centymetrów ważyłam 86 kilogramów. Doskonale wiedziałam wtedy, że jestem nieco pulchniejsza, jadłam dużo i nigdy nie umiałam powiedzieć sobie „stop”. W domu zły przykład dawał mój ojciec, który do dziś jada kilka razy dziennie spore posiłki. Moim drugim, równie „złym” domem był dom mojej ciotki, a jednocześnie mamy chrzestnej. Ciocia niezwykle dobrze i smacznie gotowała, a jeszcze lepiej piekła. Uwielbiałam jej zupy zabielane sporą ilością mąki i torty z dużą masą kremową. Pochłaniałam wtedy też spore ilości lodów. Do upadłego. I co mi z tego zostało– same zmartwienia.

Stałam się dorastającą dziewczyną, która zamiast interesować chłopców, wzbudzała ich śmiech i szydercze docinki. No cóż. Zawsze byłam inna. Chodziłam do innej szkoły niż osiedlowe koleżanki, dużo czytałam, grałam na kilku instrumentach muzycznych, dobrze pływałam i jeździłam na łyżwach. Byłam silna fizycznie, inteligentna, no i miałam cudowne, długie, czarne włosy.

Nadszedł czas szkoły średniej. W liceum uczyłam się dobrze. Zdobywałam wiedzę i dobre stopnie. Jakoś mnie tolerowano. Byłam dobrą koleżanką i świetną „kumpelą”, na którą zawsze można było liczyć. Dziewczyny chętnie przyjaźniły się ze mną, ale chłopcy… Było mi źle. Często łzy i chwile refleksji wypełniały moje samotne wieczory. Postanowiłam więc coś zmienić. Dodatkowym bodźcem do zmian była zaczynająca się dyskopatia kręgosłupa piersiowego. Spowodowana znacznymi bólami wizyta u ortopedy stała się początkiem „nowej mnie”. Wystarczyło tylko jedno, ale jakże bolesne stwierdzenie mojego doktora: „Albo zrzucisz minimum 15 kilogramów, albo czeka cię wózek inwalidzki”. Tego wieczoru i nocy dużo rozmyślałam. Nie mogłam zasnąć. „Jak to, mam dopiero 15 lat i mam do końca życia być kaleką? NIGDY”. No i… zaczęło się. Bieganie, ćwiczenia fizyczne, zmiana diety. Odstawiłam słodkie, tłuste, mączne i obfite pokarmy. Liczyłam kalorie zjadane w czasie dnia. Tylko 1000 kcal i ani jednej więcej. Moje koleżanki i koledzy wspierali mnie w moich zmaganiach. Podczas spotkań imieninowych czy urodzinowych, gdy wszyscy objadali się tortami i lodami, dla mnie zawsze stał przygotowany spory talerz owoców. Nie było łatwo zmienić swoich przyzwyczajeń. Do 18. roku życia udało mi się zgubić „gdzieś z kroplami potu” 22 kilogramy. Nie była to utrata w krótkim czasie, ale trwała. Po rozpoczęciu nauki na studiach ważyłam już tylko 64 kilogramy. Według opinii innych wyglądałam dobrze. Zaczęli interesować się mną chłopcy i w zasadzie wszystko było OK. Ja jednak nie byłam zadowolona z kształtów swojego ciała. W lustrze widziałam tylko zbyt masywne łydki (po intensywnej grze w koszykówkę i biegach), niezbyt szczupłe uda i kolana. Największym moim zmartwieniem był mały brzuszek, a raczej nieco obwisły mały brzuszek. Na pewno nie miałam wymiarów idealnych, dających mi jakiekolwiek szanse w wyborach miss czy debiutach modelek. Zmieniłam wtedy zestaw ćwiczeń, skupiając bardziej swoją uwagę na tych właśnie partiach ciała. Mój ówczesny harmonogram to siłownia, owoce, warzywa i woda. Mając 25 lat i wzrost 174 centymetry, osiągnęłam wagę 56 kilogramów. Nogi długie i zgrabne, z widocznymi kilkoma tzw. prześwitami, brzuszek płaski, a nawet wklęsły. Wszystko idealne. Jednak po kilku miesiącach mój entuzjazm został nieco zachwiany, a powodem było pojawienie się zmian hormonalnych. Nie przeczę, że mocno się wystraszyłam. Nie miałam ochoty chorować na anoreksję, a tym bardziej umrzeć z głodu. Tego samego dnia poszłam z koleżanką na olbrzymi deser lodowy z jeszcze większą ilością bitej śmietany.

Zbyt duża utrata tkanki tłuszczowej powoduje obniżenie produkcji hormonów żeńskich i zaburzenia miesiączkowania. Chciałam być szczupła, ale nie za cenę pozbawienia swojego ciała kobiecości. Szybko odzyskałam nadmiernie utracone kilogramy i ustabilizowałam swoją wagę na 60 kilogramach. Na szczęście wszystko wróciło do normy i nie wymagałam pomocy ginekologa, endokrynologa czy psychiatry. Zmuszona byłam pogodzić się z moimi „dobrze zbudowanymi” kolanami, udami i brzuszkiem.

Mając już 28 wiosen na karku, przeczytałam kilka artykułów na temat odsysania tkanki tłuszczowej. Media rozpisywały się o zabiegu liposuction, a telewizja często prowadziła wywiady z pacjentkami, które poddały się temu zabiegowi. I ja w tym zabiegu zobaczyłam dla siebie pewną szansę: „Może to rzeczywiście jest wyjście?” Nikomu nic nie mówiąc, umówiłam się z chirurgiem na konsultację. Ku mojemu zdziwieniu pan doktor nie wyśmiał mnie. Zgodził się ze mną, że z niektórych okolic ciała żadnymi sposobami (dietą i ćwiczeniami) nie uda mi się usunąć nadmiaru tkanki tłuszczowej. Jedynym skutecznym sposobem jest jej chirurgiczne usunięcie za pomocą odsysania.

Zdecydowałam się. Po zabiegu przez kilka tygodni musiałam nosić specjalny elastyczny strój, którego zadaniem było modelowanie skóry do mojej nowej sylwetki. U osób młodych skóra jest jędrna Jolanta przed i 4 miesiące po zabiegu liposuction bioder, ud i kolan i elastyczna, dlatego bardzo łatwo poddaje się takiemu modelowaniu. W pierwszych dniach w odsysanych miejscach czułam pieczenie, swędzenie oraz delikatny ból. Najgorsze były noce. Ułożenie ciała tak, aby nie uciskać miejsc operowanych, było niezwykle trudne. Dodatkowe spodnie też nie należały do najwygodniejszych. No, ale kiedy chce się być ładnym i zgrabnym, trzeba pocierpieć. Przez tydzień codziennie oglądając się w lustrze, widziałam tylko siniaki, które zmieniały swoje kolory, —wykorzystujący głównie granat, zieleń i żółć z tęczowej palety barw. Cierpienia zakończyły się dość szybko. Już po kilku dniach mogłam powrócić do swoich zajęć i pracy. Po 10 dniach, pomimo niewielkiego opuchnięcia okolic operowanych, widziałam zmiany. Byłam bardzo zadowolona. Ostateczny efekt zgodnie z zapowiedzią doktora można było ocenić dopiero po 6 tygodniach. Nic już nie bolało, a ciało było miękkie, zaś jego kształty nowe i jakże piękne. Tylko kilka mało widocznych blizn po nacięciach skóry przypominało mi o przebytym zabiegu operacyjnym.

„Gdyby teraz zobaczyli mnie wszyscy ci, którzy jeszcze tak niedawno śmiali się z mojej otyłości” – myślałam.

Obecnie nie „katuję” już mojego ciała. Ważę tyle, ile chcę (ok. 62 kilogramów) i jem wszystko, na co mam ochotę, z jednym tylko zastrzeżeniem: „w rozsądnych ilościach”. Jestem zadowolona z mojego wyglądu. A chłopcy (teraz już mężczyźni), którzy kiedyś mi dokuczali, teraz zabiegają o moje względy.

Dzięki tym zmianom nastąpiła we mnie olbrzymia przemiana wewnętrzna. Stałam się bardziej pogodna i pozbyłam się kompleksów. Nie muszę już patrzeć pod nogi, idąc ulicą, lecz śmiało mogę unieść głowę do góry i krzyczeć:

UDAŁO MI SIĘ!

Jolanta

Dowiedz się więcej na temat: Leczenie nadwagi

The post Jej się udało first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Atut kobiecości https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/atut-kobiecosci.html Mon, 02 Nov 2009 21:53:03 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=1911 Patrząc na kobiety, mężczyźni zwracają uwagę zwykle tylko na niektóre części ich ciała. Jednych interesują długie, szczupłe i zgrabne nogi, innych pośladki, a jeszcze innych wielkość i kształt kobiecych piersi. Niestety, kształt biustu zmienia się wraz z wiekiem, inny jest też po porodach. Natomiast wielkość piersi młodych kobiet jest różna i na nią nie mamy […]

The post Atut kobiecości first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Patrząc na kobiety, mężczyźni zwracają uwagę zwykle tylko na niektóre części ich ciała. Jednych interesują długie, szczupłe i zgrabne nogi, innych pośladki, a jeszcze innych wielkość i kształt kobiecych piersi. Niestety, kształt biustu zmienia się wraz z wiekiem, inny jest też po porodach. Natomiast wielkość piersi młodych kobiet jest różna i na nią nie mamy wpływu.

Wiele moich koleżanek od najmłodszych lat chciało pozmieniać detale swojego ciała. Większość z nich najchętniej zrzuciłaby kilka lub nawet kilkanaście kilogramów, a ja… pragnęłam tylko, by moje małe piersi były odrobinę większe. W okresie dojrzewania, po zajęciach wychowania fizycznego czy po treningach koszykówki, idąc pod prysznic, często ukradkiem spoglądałam na piękne i jędrne piersi moich starszych koleżanek. Pocieszałam się wtedy, że jestem nieco młodsza od nich i mój biust w przyszłości będzie wyglądał równie okazale. Ale tak się nie stało. Byłam wysportowaną, szczupłą, wysoką i długonogą dziewczyną. A brak piersi odbierałam jako niedojrzałość fizyczną i pewnego rodzaju ułomność. W okresie nastoletnim chłopcy często naśmiewali się ze mnie, wołając: „Z tyłu plecy i z przodu plecy”. Gdy bardzo krytycznie patrzyłam na moje lustrzane odbicie, nie było aż tak źle. Dawało się zauważyć na mojej klatce piersiowej niewielkie, zanikowe gruczoły z otoczkami i brodawkami sutkowymi. Jednak wstydziłam się chodzić ulicami miasta wyprostowana i wydawało mi się, że gdy będę zgarbiona, nikt nie zwróci uwagi na mój defekt. Wyglądałam nieciekawie. Chuda, wysoka, zgarbiona dziewczyna z wystającymi łopatkami, wpatrzona w płytki chodnikowe i uliczny asfalt. Brrr… Źle wspominam tamten okres mojego życia. By poprawić samopoczucie, często kupowałam staniki o nieco większym rozmiarze miseczek, by wypełnić je zwiniętymi kawałkami waty lub wyciętymi fragmentami gąbki. Efekt tych zabiegów był mizerny. Wata zbijała się w twarde kłęby, a gąbka przesuwała się wraz z każdym ruchem ramion.

W wieku osiemnastu lat udałam się z mamą po poradę do specjalisty endokrynologa. Lekarz uspokoił moje obawy, gdyż nie stwierdził u mnie żadnych zaburzeń hormonalnych. Zalecił delikatne przybranie na wadze (wskaźnik otyłości BMI sięgał dolnej granicy normy) i cierpliwość. Zrobiłam wszystko według jego zaleceń, przybrałam kilka kilogramów i piersi nieco powiększyły się. W tym okresie intensywnie też ćwiczyłam na siłowni, wierząc, że rozrośnięte mięśnie piersiowe zastąpią w pewnym sensie brak biustu.

Pacjentka przed i po zabiegu

Pacjentka przed i po zabiegu

Aż wreszcie okres studiów zmienił moje poglądy na ten problem. Po pierwsze, miałam zbyt mało czasu, aby nad tym intensywnie rozmyślać, a po drugie, znalazło się kilku młodych mężczyzn, którym ten detal zupełnie nie przeszkadzał, by umawiać się ze mną na randki. Od pewnego momentu mojego życia miałam swojego ukochanego chłopaka i żarty na temat moich „piłeczek ping-pongowych” już mnie nie martwiły. Po czwartym roku studiów wyszłam za mąż i kilka miesięcy później zaszłam w ciążę. W okresie brzemiennym, a szczególnie w trzecim trymestrze ciąży, moje piersi były niebiańsko piękne – takie, o jakich zawsze marzyłam. Niezbyt obfite, ale krągłe, jędrne, o gładkiej powierzchni i bardzo delikatne. Urodziłam córeczkę i – jak każda kobieta – karmiłam moje maleństwo piersią.

Po urlopie macierzyńskim wróciłam na studia. Później podjęłam pracę zawodową, mąż dobrze zarabiał. I znów pojawił się odległy problem, jednak w nieco bardziej drastycznej formie. Oglądając się w lustrze, z przerażeniem zobaczyłam piersi dojrzałej kobiety po porodzie. Byłam młodą, dwudziestoparoletnią dziewczyną z biustem czterdziestolatki. Tragedia!

Zaczęłam więc szukać pomocy. W wielu czasopismach dziennikarze rozpisywali się o zabiegach chirurgicznych poprawiających wygląd i kształt piersi. Pisano o rodzajach protez, plusach i minusach takich operacji. Po wielu tygodniach i długich rozmowach z moim mężem zdecydowałam się pójść do chirurga specjalizującego się w tego typu zabiegach. Podczas konsultacji, na którą udałam się wraz z moim małżonkiem, dowiedziałam się bardzo wielu szczegółów dotyczących samego zabiegu, jak i okresu pooperacyjnego. Wcześniej nie wiedziałam też o możliwości wystąpienia jakichkolwiek powikłań. Po prawie godzinnej wizycie musiałam jeszcze sporo przemyśleć. Najważniejsze w tym okresie było całkowite poparcie mojego męża. Moim zadaniem było tylko podjęcie decyzji. Mimo wcześniejszych wieloletnich marzeń, podjęłam ją po wielu nieprzespanych nocach.

Dzień zabiegu był dla mnie, z jednej strony, bardzo stresującym, a drugiej – jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Efekt operacji był prawie natychmiastowy. W pierwszej dobie pooperacyjnej wróciłam do domu. Przez kilka kolejnych dni bolały mnie piersi, ramiona i plecy. Ból jednak był do zniesienia, gdy patrząc w lustro, widziałam piękne, nowe kształty mojego ciała. Po tygodniu musiałam stawić się do chirurga w celu usunięcia szwów skórnych. Piersi były wtenczas obrzmiałe, bardzo tkliwe i bolesne. Dolegliwości te utrzymywały się jeszcze przez kilka kolejnych dni. Po 4 tygodniach wszystkie niedogodności ustąpiły, a ja czułam się cudownie. Obecnie od zabiegu minęły już dwa lata. Ślady po działalności chirurgicznej są bardzo niewielkie. Delikatne trzycentymetrowe blizny w fałdzie podpiersiowym nie są zauważalne nawet wtedy, gdy opalam się w „toplesie”. Nie żałuję, że poddałam się temu zabiegowi. Jestem wysoką kobietą z ładnym, krągłym biustem. Mogę nosić się prosto i wypinać mój „atut kobiecości” do przodu. Z własnego doświadczenia wiem dobrze, że małe piersi są często sporym problemem dla wielu kobiet.

Marta

Dowiedz się więcej na temat: Powiększanie piersi

 

The post Atut kobiecości first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Moja druga naturalna pierś https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/moja-druga-naturalna-piers.html Mon, 02 Nov 2009 21:52:44 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=1905 W końcu listopada ubiegłego roku, w wieku 44 lat zrobiłam kolejne kontrolne badanie mammograficzne. Wykazało ono zmianę w lewej piersi. Onkolodzy zalecili usunięcie guza. Badanie histopatologiczne wycinka pobranego podczas zabiegu ujawniło obecność komórek rakowych. Dalsze leczenie wymagało więc amputacji całej piersi i usunięcia pierwszego piętra węzłów chłonnych. Byłam zaskoczona – nie spodziewałam się raka. W […]

The post Moja druga naturalna pierś first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
W końcu listopada ubiegłego roku, w wieku 44 lat zrobiłam kolejne kontrolne badanie mammograficzne. Wykazało ono zmianę w lewej piersi. Onkolodzy zalecili usunięcie guza. Badanie histopatologiczne wycinka pobranego podczas zabiegu ujawniło obecność komórek rakowych. Dalsze leczenie wymagało więc amputacji całej piersi i usunięcia pierwszego piętra węzłów chłonnych.

Byłam zaskoczona – nie spodziewałam się raka. W czasie pobytu w szpitalu na onkologii spotkałam się z wieloma kobietami po amputacji piersi. Poznałam panią, dla której fakt amputacji piersi był tak krępujący, że za wszelką cenę chciała zachować anonimowość. Nie ona jedna. Wiele kobiet było podłamanych, ale większość starała się stawić czoła trudnej sytuacji – liczyło się życie. Mnie też poraziła wizja życia bez piersi. Założyłam jednak, że pokonam chorobę, że mój organizm i psychika jej się przeciwstawią bez względu na to, jak daleko się rozwinęła. Pozostawał problem estetyczny.

Z chirurgią plastyczną zetknęłam się dużo wcześniej. Przed laty leczyłam swoje dziecko w szpitalu w Polanicy Zdroju. „Zawsze jest jeszcze Polanica”, pocieszałam się w trudnych chwilach. Pomogli mi lekarze onkolodzy. Polanica okazała się niepotrzebna, bowiem specjalista w tej dziedzinie znalazł się w rodzimym mieście.

W dwa tygodnie po pierwszym zabiegu byłam ponownie operowana. Obok onkologów w operacji brał udział chirurg, któremu powierzyłam swój problem korekcji piersi. Sprowadził dla mnie z Holandii najlepszą dostępną na rynku protezę piersi – zresztą tylko takie oferuje swoim pacjentkom. Po operacji obudziłam się więc z piersią. Była dość płaska, ale wiedziałam, że stopniowo zostanie uzupełniona specjalnym płynem, aż osiągnie pożądaną wielkość. Tak też się stało. Po paru miesiącach w prywatnej klinice mojego chirurga przeszłam kolejną operację, tym razem wyłącznie w celach estetycznych. Zrekonstruowano mi sutek na sprotezowanej piersi oraz podniesiono zdrową pierś i dostosowano do rozmiarów drugiej. Mój wygląd zmienił się radykalnie. Zyskał dekolt i cała sylwetka – nawet w stosunku do wyglądu sprzed pierwszej operacji. W końcu urodziłam i wykarmiłam wcześniej troje dzieci.

Pacjentka lat 45 po amputacji lewej piersi z powodu raka i ta sama pacjentka 1 rok po rekonstrukcji piersi i brodawki piersiowej

Pacjentka lat 45 po amputacji lewej piersi z powodu raka i ta sama pacjentka 1 rok po rekonstrukcji piersi i brodawki piersiowej

Można by powiedzieć, że bilans moich przejść jest dodatni. To prawda, ale nie z powodu wyglądu. Taka lekcja pokory pozwala poznać własne siły i każe zatrzymać się przy najważniejszych w życiu wartościach. Skorzystanie z możliwości, jakie daje chirurgia plastyczna, sprawiło, że ani przez chwilę nie poczułam się amazonką. Swoją chorobę – a przecież to rak – potraktowałam jak stan przejściowy, jak zapalenie płuc, które jest groźne i uciążliwe, ale w końcu przechodzi. W pięć tygodni po amputacji wróciłam do pracy i pracowałam ciężej niż przedtem – trzeba było nadrobić zaległości. Z protezą się oswoiłam, stała się częścią mnie, moją drugą naturalną piersią.

Anna

Dowiedz się więcej na temat: Protezy piersiowe

 

The post Moja druga naturalna pierś first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Marzenie do spełnienia https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/marzenie-do-spelnienia.html Mon, 02 Nov 2009 21:51:57 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=1915 Czy długie włosy mogą pomóc rozwiązać mój problem? Czy istnieje jakiś klej, którym można by przykleić uszy? Skąd bierze się defekt odstających uszu? To kilka spośród wielu pytań, które zadawałam sobie przez cały okres mojego dzieciństwa. Odkąd pamiętam, zawsze nosiłam długie włosy. Do szkoły najczęściej mama wiązała mi je w lu.ną kitę spadającą na plecy […]

The post Marzenie do spełnienia first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Czy długie włosy mogą pomóc rozwiązać mój problem? Czy istnieje jakiś klej, którym można by przykleić uszy? Skąd bierze się defekt odstających uszu?

To kilka spośród wielu pytań, które zadawałam sobie przez cały okres mojego dzieciństwa. Odkąd pamiętam, zawsze nosiłam długie włosy. Do szkoły najczęściej mama wiązała mi je w lu.ną kitę spadającą na plecy i przyozdabiała dużą kokardą. Starała się w ten sposób zamaskować moje odstające małżowiny uszne. Poza szkołą, jeśli tylko mogłam, nosiłam je rozpuszczone. Jako dziecko uwielbiałam pływać. Naukę pływania rozpoczęłam już w wieku czterech lat. A zajęcia na basenie miałam kilka razy w tygodniu. Już w wieku 6 lat zaczęłam pływać wyczynowo w klubie sportowym. Pływanie sprawiało mi olbrzymią radość. Poza tym nikt nie widział wtedy moich uszu, gdyż były one przykryte czepkiem. Najbardziej nieprzyjemną chwilą było dla mnie suszenie włosów. Bałam się, że któraś z koleżanek może zobaczyć moje uszy i śmiać się ze mnie, a to sprawiłoby mi ogromną przykrość i być może spowodowało zrezygnowanie z dalszego pływania. Mama jednak starała się temu zapobiec. Zaraz po zajęciach biegła za mną do szatni i w kąciku szybciutko suszyła moje włosy. W szkole natomiast na zajęciach wychowania fizycznego nosiłam kolorowe opaski z froty. W Polsce było niezwykle trudno je kupić. Pamiętam, że dostałam je od kuzynki mieszkającej w Austrii.

Układanie, wiązanie i szczotkowanie włosów było dla mnie udręką, szczególnie po zajęciach na basenie. Marzyłam o krótkiej fryzurce. Mało włosów, mało pracy. Pragnęłam wyrzuć wszystkie gumki do włosów, klamry, spinki i opaski. Pomimo tego, że włosy miałam długie, ciemne i kręcone, nie lubiłam ich.

I tak doszłam do końca ósmej klasy. W ostatnim roku szkoły podstawowej duża liczba obowiązków pozwoliła mi zapomnieć o moim problemie. W pewnym stopniu pogodziłam się też z takim wyglądem twarzy. Myślałam, że tak mnie natura obdarzyła i muszę to zaakceptować. Jedni są grubi, inni chudzi, jedni o rudych włosach i piegowatej twarzy, inni muszą nosić okulary. Wszystko to dla innych dzieci zawsze staje się powodem do wyśmiewania. „No to trudno” – myślałam wtedy sobie. Będę miała odstające uszy. Zdążyłam się już do nich nawet przyzwyczaić.

Angelika przed korekcją i po korekcji uszu

Angelika przed korekcją i po korekcji uszu

Aż pewnego dnia po południu, kiedy w domu wszyscy zasiedliśmy do obiadu, rodzice poruszyli problem moich udręczeń. Zapytali mnie, czy gdyby można było coś poprawić w moich uszach, chciałabym to zrobić. Przyznam się, że trochę mnie to zdziwiło i wystraszyło. Wcześniej wiele razy pytałam ich o możliwości korekty, lecz zawsze spotykałam się z negatywną odpowiedzią. Słysząc teraz taką propozycję, zastanawiałam się tylko nad kosztami ewentualnego zabiegu. Zapytałam ich, czy mówią o Polanicy Zdroju. Rodzice zaprzeczyli. Dowiedzieli się, że istnieje możliwość wykonania takiego zabiegu operacyjnego również w naszym mieście. Wcześniej telefonicznie uzyskali informacje na temat samego zabiegu i jego kosztów. Zaproponowali mi, abyśmy razem udali się na konsultację do chirurga. Długo nie namyślając się, wyraziłam zgodę. Po kilku dniach od tej rozmowy siedzieliśmy w poczekalni przed gabinetem chirurgicznym. Pan doktor poprosił nas do środka, obejrzał moje „tragiczne” małżowiny uszne i opowiedział, na czym polega zabieg oraz co mnie czeka po zabiegu. Na pytanie, czy chcę poddać się operacji, natychmiast odpowiedziałam „TAK” i gdyby było to możliwe, zostałabym w klinice od razu. Pan doktor jednak zasugerował okres wakacyjny. Czas wakacji letnich był korzystniejszy z dwóch powodów. Po pierwsze, nikt z koleżanek i kolegów nie będzie widzieć mnie w opatrunku. A po drugie, w nowej szkole, którą rozpocznę od września, nowe koleżanki i nowi koledzy będą znali mnie już z ładnymi uszami. „To idealny pomysł” – pomyślałam. Okres oczekiwania na wakacje był najdłuższym w moim życiu. W tym czasie obejrzałam kilkanaście katalogów z fryzurami. Wszystkie były cudowne, lecz mnie interesowały tylko te z krótkimi włosami. Nadszedł wreszcie upragniony koniec roku szkolnego. W dzień zakończenia po południu udałam się wraz z mamą do kliniki na zabieg. W poczekalni przyjęła mnie pielęgniarka, która podała pidżamę do przebrania i kapsułkę antybiotyku doustnie. Po ok. 10 minutach zaprowadzono mnie do sali zabiegowej. W tym momencie nogi mi się ugięły i poczułam strach. Jednak chęć skorygowania uszu była silniejsza od niepokojów związanych z czekającym mnie za chwilę zabiegiem. Operacja była przeprowadzona w znieczuleniu miejscowym. Pan doktor o wszystkim mnie informował i często pytał, czy u mnie wszystko w porządku. „Wszystko dobrze” – odpowiadałam. Poczułam kilka zastrzyków i po chwili ucho było drętwe. Od tego momentu zupełnie nic nie czułam. Było słychać miłe rozmowy, przyjemną muzykę i delikatne postukiwania narzędzi. Po 45 minut prawe ucho było już gotowe. Obrócono moją głowę na drugi bok i zabieg przebiegał dalej. Znów poczułam kilka nieprzyjemnych ukłuć igłą. Po zabiegu założono mi na głowę opatrunek i bandaż elastyczny. Było już po wszystkim. Żałowałam wtedy, że wcześniej nie poddałam się temu zabiegowi. Poszłam się przebrać, a na mojej twarzy malował się uśmiech. Dostałam wodę do picia i dwie tabletki przeciwbólowe.

I tak zapakowana wróciłam do domu. Całe szczęście, że mama zamówiła taksówkę, a na zewnątrz było już trochę szaro. Pod domem nie spotkałam nikogo z sąsiadów ani żadnej koleżanki. Nie chciałam, by mnie ktoś zobaczył. Wszystkim mówiłam wcześniej, że wyjeżdżam na tydzień do rodziny, na wakacje. Przez cały tydzień chodziłam w opatrunku. Musiałam w nim spać i nie mogłam umyć włosów. W pierwszym dniu nic mnie nie bolało. Na drugi i trzeci trochę pobolewały mnie uszy. Pan doktor uprzedził mnie, że mogę trochę cierpieć. No trudno, wytrzymam. Perspektywa nowej fryzurki podtrzymywała mnie na duchu. I tak minął tydzień. Nareszcie będę mogła zobaczyć efekt zabiegu i umyję włosy. W klinice zdjęto mi opatrunek i podano do ręki lusterko. Popatrzyłam i… „Ojej, jak ładnie” – krzyknęłam i rzuciłam się panu doktorowi na szyję. Nie posiadałam się z radości. Ucałowałam doktora i pobiegłam do mamy. Rzeczywiście, efekt był bardzo ładny. Na koniec dowiedziałam się, że jeszcze przez dwa miesiące będę musiała spać w takiej opasce, jaką kiedyś nosiłam podczas zajęć wychowania fizycznego. Po tygodniu poszłam do fryzjera. ścięłam włosy i zrobiłam superkróciutką fryzurkę. Byłam szczęśliwa. Koleżanki i koledzy, których spotkałam po kilku kolejnych dniach, zupełnie mnie nie poznali. We wrześniu poszłam do nowej szkoły. A tam nikt nie wyśmiewał się z moich odstający uszu, bo nie były one już odstające. Spełniły się więc moje marzenia… A jednak marzenia się spełniają!

Angelika

Dowiedz się więcej na temat zabiegu: Korekcja uszu

The post Marzenie do spełnienia first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
To nie tylko męska sprawa https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/to-nie-tylko-meska-sprawa.html Mon, 02 Nov 2009 21:50:41 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=1933 Włosy dodają nam odpowiedniego wyrazu i charakteru. Są naszą ozdobą. Dla każdego mężczyzny włosy to atrybut męskości. Jednak brak włosów lub rzadkie włosy w obrębie głowy są dość dotkliwym problemem również i dla kobiet. Włosy dodają nam odpowiedniego wyrazu i charakteru. Są naszą ozdobą. Dla każdego mężczyzny włosy to atrybut męskości. Posiadanie ich w odpowiedniej […]

The post To nie tylko męska sprawa first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Włosy dodają nam odpowiedniego wyrazu i charakteru. Są naszą ozdobą. Dla każdego mężczyzny włosy to atrybut męskości. Jednak brak włosów lub rzadkie włosy w obrębie głowy są dość dotkliwym problemem również i dla kobiet.

Włosy dodają nam odpowiedniego wyrazu i charakteru. Są naszą ozdobą. Dla każdego mężczyzny włosy to atrybut męskości. Posiadanie ich w odpowiedniej ilości i dobrym stanie daje poczucie wartości i poprawia samopoczucie. Jednak brak włosów lub rzadkie włosy w obrębie głowy są dość dotkliwym problemem również i dla kobiet.

Jak dobrze sięgam pamięcią, kobiety w mojej rodzinie miały zawsze rzadkie włosy. Już gdy byłam mała dziewczynka, wszyscy zwracaliśmy uwagę na liche włosy babci ze strony mamy. Początkowo w latach swojej młodości nosiła ona piękny kok. Często oglądałam zdjęcia, gdy była młodą i piękną kobietą z pokaźnym, mocno upiętym koczkiem, Wydawało mi się, ze ma cudowne długie włosy, jednak rzeczywistość pokazała coś innego. Kiedyś miałam okazję zobaczyć ją w rozpuszczonych mokrych włosach bezpośrednio po ich umyciu. Niestety, nie zdążyła ukryć przede mną mysiego ogonka, który umiejętnie zawijała wokół głowy i czoła, co dawało efekt dobrej gęstości. A fale i loczki szczelnie przykrywały zauważalne już przerzedzenia.

Z opowiadań mamy wiem, ze gdy przyszłam na świat, a miało to miejsce 32 lata temu, nie grzeszyłam bujna czupryna. Rodzice martwili się, bo dość długo byłam łysa. Wszyscy postronni obserwatorzy, koleżanki mamy i sąsiadki, oglądając mnie w wózeczku, byli przekonani, że jestem chłopcem. Fakt ten spędzał sen z oczu rodziców. Bali się, że będę całkowicie pozbawiona włosów na głowie lub będą one strasznie słabe i rzadkie, jak u babci. Jednak po roku włoski pojawiły się i z każdym dniem były coraz dłuższe i coraz silniejsze. W przedszkolu, co zostało udokumentowane na fotografiach (w tamtych czasach były to fotografie czarno-białe), miałam ciemne, długie włosy, które nosiłam rozpuszczone lub mama upinała je w dwie kitki, przykrywające uszy. W szkole podstawowej i w liceum również nie miałam kłopotów z nadmiernym ich wypadaniem. Nosiłam długie do pasa, kręcone włosy, wzbudzające podziw i zazdrość. Wielokrotnie koleżanki i koledzy wołali za mną „czarownica”, a nauczyciele zmuszali mnie do mazania włosów w koński ogon. Wtedy problem łysienia dla mnie nie istniał. Nawet nie spodziewałam się, że ta choroba może mnie kiedykolwiek dotknąć. Cudowne włosy byty moja duma. Dbałam o nie, myłam, używając najlepszych szamponów i odżywek, nie suszyłam ich suszarka, ponieważ suche, gorące powietrze nadmiernie wysusza i niszczy łodygi włosów. Starałam się nie wiązać ich i nie upinać, by nie niszczyć mechanicznie.

Problem łysienia pojawił się na studiach. Nieregularny tryb życia oraz nieregularne i nieodpowiednie żywienie. Głównie dieta węglowodanowa i bogato-tłuszczowa, oparta na fast foodach i coca-coli. To, co szybko i dość tanio można było zjeść na mieście w przerwie pomiędzy zajęciami. Poza tym duża liczba zajęć i spora ilość nauki, często po nocach, niewyspanie i stresy z powodu trudnych egzaminów przyczyniły się do nadmiernego wypadania moich włosów. W początkowym okresie to mama zauważyła, że coraz więcej włosów zbiera z podłogi w trakcie cotygodniowego sprzątania. Jakoś nie przejęłam się tym zbytnio. Pocieszałam Je i siebie, że Jeden mój długi włos to jak 4 do 5 krótkich. Stad moich Jest optycznie więcej niż włosów jej, ojca czy mojego brata. Wszyscy oni zawsze nosili krótkie fryzurki. Podświadomie Jednak stałam się bardzo wrażliwa na punkcie włosów. Myłam je z reguły raz w tygodniu i niestety z niepokojem obserwowałam wannę i grzebień, czy aby nie znajduje się na nich zbyt dużo włosów. Od tej chwili nie pozwalałam nikomu ich dotykać. Nie lubiłam, gdy mama czy mój chłopak głaskali mnie po włosach czy przeczesywali je palcami. Przestałam też zaglądać do salonów fryzjerskich. Robiłam przy nich wszystko sama, łącznie z podcinaniem. W ostatnim roku studiów nadmiar stresów spowodował, że schudłam parę dobrych kilogramów. Trochę się ucieszyłam, ponieważ nie należałam do osób zbyt chudych, lecz moja radość trwała krótko. Utrata wagi ciała objawiła się po kilku miesiącach również utraty owłosienia na głowie. Z przerażeniem zauważyłam, dokładnie oceniając stan owłosienia głowy, że znacznie przerzedziły mi się włosy na skroniach i czole, aż do szczytu głowy. Bardzo zmartwiłam się tym faktem. Myślałam wtedy, że przyczyny należy szukać właśnie w stylu żyda, które prowadziłam w ostatnich latach.

W tym okresie zakończyłam studia i rozpoczęłam pracę zawodowa. Zmieniłam dietę. Zjadałam spore ilości warzyw i owoców. Wolny czas spędzałam, wysypiając się i relaksując, jednak zmiana trybu życia nie poprawiła stanu owłosienia głowy. Zdecydowałam się ściąć włosy na krótko, ale to również nie dało pożądanego efektu. Przypomniałam sobie wtedy moje babcię i jej problem. Załamałam się. Po poradę zwróciłam się do mojej serdecznej koleżanki, która Jest lekarzem dermatologiem, a ona poradziła mi udać się do specjalisty zajmującego się przeszczepianiem włosów. Wiedziała tak jak ja, że żadne odżywki, mazidła czy płyny nic tu nie pomogę.

Zanim skorzystałam z rady koleżanki, poszukałam i poczytałam na ten temat w Internecie. Istniały tylko dwie możliwości, chirurgicznego lub niechirurgicznego leczenia wypadania włosów. Niechirurgiczne, polegające na dopasowaniu odpowiedniej treski czy peruki, odpadało na samym wstępie. Zainteresowała mnie metoda leczenia chirurgicznego. W Polsce znalazłam kilka adresów klinik zajmujących się leczeniem łysienia za pomoce przeszczepu włosów pobranych z tyłu głowy, okolicy potylicznej. Trochę z ciekawości, a trochę za namowę moich najbliższych pojechałam na pierwsza, wstępne rozmowę z chirurgiem wykonującym tego typu zabiegi. Podczas rozmowy wyjaśniłam powód mojej wizyty i zasugerowałam możliwość występowania łysienia u kobiet w mojej rodzime. Doktor po obejrzeniu moich włosków mógł dokładnie ocenić ich gęstość i stan przerzedzenia oraz Jak przebiegałoby ewentualne chirurgiczne leczenie. Konsultacja trwała prawie godzinę. W jej trakcie dowiedziałam się, jakie są najczęstsze przyczyny łysienia u kobiet i jakie są możliwości leczenia metodę przeszczepu włosów. Zostałam poinformowana, że najpierw muszę mieć pewność, czy moje łysienie nie jest przypadkiem spowodowane zaburzeniami endokrynologicznym bądź nawet guzem przysadki czy nadnerczy. Otrzymałam skierowanie do endokrynologa i zapewnienie, że Jeśli wykluczy on choroby układu hormonalnego, to mogę liczyć na pomoc chirurga. Chcąc nie chcąc, udałam się na konsultację do specjalisty od hormonów. Pobierano mi krew w różnych okresach cyklu miesięcznego. Ostatecznie okazało się, ze mój układ hormonalny funkcjonuje prawidłowo i ze nie tu tkwi przyczyna moich problemów z włosami. Z taka diagnoza powróciłam do kliniki zajmującej się transplantacja włosów. Tu dowiedziałam się, że w moim przypadku należałoby wykonać ok. 1500 przeszczepów podczas pierwszego zabiegu. Po okresie sześciu miesięcy, kiedy włosy zaczną już rosnąć, należałoby się zastanowić nad ewentualnym kolejnym zabiegiem i liczba potrzebnych przeszczepów, by uzyskać możliwie maksymalna gęstość włosów na głowie. Z gabinetu wyszłam bardzo zadowolona. fest jednak cień szansy, by mój problem przestał istnieć. Jeżeli poddam się takiemu procesowi leczenia, znów będę miała ładne włosy. Nie tak gęste, jak kiedyś, ale też nie tak rzadkie, jak teraz. Hmm… Długo myślałam, czy zdecydować się na ten krok. jednak widok w lustrze moich lichych „piórek” pomógł mi podjąć ostateczny decyzję.

Natalia przed i po zabiegu przeszczepu włosów

Natalia przed i po zabiegu przeszczepu włosów

Do kliniki zadzwoniłam następnego dnia z samego rana. Umówiłam się na zabieg. Przed wyznaczonym terminem musiałam wykonać podstawowe badania krwi, poddać się szczepieniom przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby i zastosować się do przesłanych zaleceń. Na tydzień przed operacja nie wolno było zażywać aspiryny, a na dwa dni przed nie wolno było pić kawy i alkoholu. Ostatniej nocy przed spotkaniem prawie wcale nie spalam, byłam tak podekscytowana. Rano podjechałam samochodem pod bramę kliniki. Umieszczono mnie w dwuosobowym pokoju z łazienka, byłam jedyna kobieta operowani} tego dnia. Po godzinie znalazłam się na sali operacyjnej. Zabieg przeprowadzał znany mi z wcześniejszej konsultacji chirurg, któremu towarzyszyły dwie pielęgniarki – instrumentariuszki. Z zabiegu pamiętam przyjemna muzykę, miłą atmosferę i kilka drobnych ukłuć w skórę głowy w celu znieczulenia okolic operowanych. Po zabiegu założono mi opatrunek na całą głowę. Do wieczora miałam czas wolny dla siebie. „Strach ma wielkie oczy” – to bardzo mądre i prawdziwe zdanie. Przed wejściem na salę zabiegowy strasznie się bałam. Przede wszystkim obawiałam się bólu i wszelkich nieprzyjemnych doznań, a z drugiej strony, nie do końca byłam pewna skuteczności tego zabiegu.

Następnego dnia rano zdjęto mi opatrunek. Widok był dość nieciekawy. Wśród swoich włosów zauważyłam liczne drobne czerwone strupki. Z tylu głowy odczuwałam lekkie pozalewanie i napięcie. Ułożyłam więc pozostałe włosy tak, by jak najmniej widać było ślady przebytej operacji. Na głowę zarzuciłam kolorowa chustkę i wyruszyłam w drogę powrotną do domu.

Kolejne dni były okropne. Nie z powodu dolegliwości bólowych, ale z powodu opuchlizny na czole i powiekach, Wyglądałam tak, jakbym dostała kilka solidnych ciosów od męża. Na szczęście przez tydzień mogłam pozwolić sobie na niewychodzenie z domu, a obrzęk czoła ustąpił. Po siedmiu dniach pojechałam do kliniki na kontrolę w celu usunięcia szwów z tyłu głowy. Strupki były jeszcze gdzieniegdzie widoczne, lecz z każdym dniem ich ilość malała. Po kilku kolejnych dniach, gdy wszystkie strupki odpadły, wyglądałam jak przed zabiegiem. Zaczęłam się nawet martwić, że nic z tego nie będzie i przeszczepione włosy się u mnie nie przyjmą. Zgodnie z zaleceniem doktora, starałam się być cierpliwa. I opłacało się. Po trzech miesiącach skóra przestała już tak niemiłosiernie prześwitywać przez przerzedzenia. Oczywiście musiałam jeszcze trochę poczekać, aż włosy urosną, ale efekt był już zauważalny. Byłam szczęśliwa i cieszyłam się jak małe dziecko. Z tej okazji wraz z mężem wypiliśmy butelkę szampana.

Minęło pól roku. Włosy przeszczepione rosły tak samo szybko jak pozostałe. Zdążyłam być już u fryzjera, by je trochę podciąć i wyrównać. Byłam ciekawa, czy zorientuje się, że Jestem po zabiegu przeszczepu włosów. Ale nic nie zauważył. Czułam się cudownie. Pojechałam więc ponownie do znanej mi już wcześniej kliniki. Po obejrzeniu moich włosów doktor zasugerował jeszcze jeden zabieg, również w liczbie 1500 przeszczepów. Dzięki niemu uzyskam większy gęstość włosów na głowie. Tym razem zdecydowałam się bez dłuższego zastanawiania. Drugi zabieg przebiegał podobnie jak pierwszy. Tylko ja byłam spokojniejsza i bardziej ufna co do stosowanej metody.

Teraz minęły już dwa lata od sobotniego, pogodnego ranka, gdy po drugim zabiegu opuszczałam klinikę. Może nie mam bujnej czupryny jak za młodych lat, ale włosy rosną bardzo ładnie. Zmieniłam w międzyczasie uczesanie. Włosy nie stanowią już dla mnie problemu. Nie boję się też zaciekawionego wzroku przechodniów ani zrozpaczonej miny fryzjera, zdającej się mówić: „I co ja mam zrobić z tymi piórkami na Pani głowie?”. Nie chowam już głowy pod chustką czy czapką. Najważniejsze dla mnie jest moje dobre samopoczucie i poprawa stanu psychicznego. I kto by pomyślał, że łysienie to nie tylko męska sprawa?

Dowiedz się więcej na temat zabiegu: Przeszczep włosów

 

The post To nie tylko męska sprawa first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Nowe nogi https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/nowe-nogi.html Mon, 02 Nov 2009 21:46:54 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=2146 Mam 35 lat i nowe, gładkie, smukłe nogi. Dlaczego nowe? Ponieważ znów, tak jak za dawnych, młodych lat, mogę je pokazywać. Gdy byłam młodą i piękną dziewczyną, chętnie nosiłam minispódniczki. Taka była moda, a ja nie wstydziłam się pokazywać moich, jakże pięknych, smukłych i gładkich nóg. Nawet zimą ujemne temperatury i śnieg nie przeszkadzały mi […]

The post Nowe nogi first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Mam 35 lat i nowe, gładkie, smukłe nogi. Dlaczego nowe? Ponieważ znów, tak jak za dawnych, młodych lat, mogę je pokazywać.

Gdy byłam młodą i piękną dziewczyną, chętnie nosiłam minispódniczki. Taka była moda, a ja nie wstydziłam się pokazywać moich, jakże pięknych, smukłych i gładkich nóg. Nawet zimą ujemne temperatury i śnieg nie przeszkadzały mi w noszeniu króciutkich spódniczek. W szkole nauczyciele często karcili mnie i moje koleżanki za ich długość, a raczej krótkość. Miałyśmy na to sposób. Spódnica była dłuższa, zwykle do kolan, a po wyjściu z domu lub ze szkoły podwijało się ją w pasie, by długość sięgała tuż za pośladki. Niestety, moje nogi z wiekiem wyglądały coraz gorzej i już tak chętnie ich nie odsłaniałam. Na skórze okolicy ud i łydek stopniowo zaczęły pojawiać się drobne rozszerzone naczynia krwionośne przypominające swoim wyglądem pajączki. Drobne żyłki, początkowo niewidoczne, stawały się coraz szersze i nie wyglądały zbyt pięknie. Przestałam nosić spódniczki, a zaczęłam zakładać długie aż do kostek spódnice i spodnie. Wygląd moich nóg martwił mnie trochę.

Doskonale pamiętałam, że babcia miała żylaki kończyn dolnych. Nie operowała ich, ponieważ bardzo obawiała się zabiegu chirurgicznego. Mimo niezbyt podeszłego wieku często siadała na kanapie z obolałymi i obrzękniętymi nogami, głównie w okolicach kostek i prosiła mnie, by je trochę rozmasować. Przy masowaniu ich wyczuwałam pod grubymi rajstopami poszerzone, duże żylaki.

Moja praca zawodowa wiąże się z długotrwałym siedzeniem, gdyż wiele godzin spędzam przy komputerze. Nieraz odczuwałam ociężałość nóg, a wieczorem zauważałam niewielkie obrzęki kostek. Poczytałam trochę na temat choroby żylakowej w dostępnej literaturze. Wiedziałam, że jest to choroba dziedziczna i spodziewałam się jej w przyszłości. Starałam się zmienić trochę mój tryb życia. W pracy od czasu do czasu wstawałam i ćwiczyłam. Wykonywa łam wspięcia piętyńpalce, krótki spacer po biurze, w przerwach układałam wyżej kończyny. Starałam się nie nosić kolanówek czy skarpetek uciskających łydki, a raczej rajstopy lub gołe nogi. Latem podczas upałów nie nosiłam wysokich obcasów oraz butów krępujących i uciskaj ących stopy, a raczej klapki i luüne, wygodne obuwie. Nie korzystałam też z solarium, sauny i gorących kąpieli w wannie.

Mój dramat rozpoczął się podczas ciąży. W początkowym okresie wszystko było jak dotąd. Kiedy jednak brzuch stawał się coraz większy, zmiany na moich nogach były coraz gorsze. Drobne żylaczki zmienia ły się w duże żylaki, obok powstawały nowe, wcześniej nieobecne pajączki, te z czasem znów zmieniały się w większe, poszerzone naczynia żylne. Z problemem tym udałam się do lekarza. Najpierw obejrzał mnie mój ginekolog i zalecił konsultację chirurgiczną. U chirurga dowiedziałam się, że w przypadkach takich jak ja, z obciążeniem genetycznym, przy siedzącym lub stojącym trybie życia i pracy, podczas ciąży choroba żylakowa ujawnia się lub nasila. Niestety w moim obecnym stanie niewiele mógł mi pomóc. Zalecił kilka dodatkowych ćwiczeń, wygodne obuwie i cierpliwość. Zaproponował ponowne przyjście na konsultację, lecz dopiero po porodzie. Urodziłam i odchowała moją córeczkę. Niestety, problem wyglądu moich kończyn powrócił. Przecież nie jestem starą kobietą, a nogi chętnie odsłoniłabym, chociażby latem, na plaży czy na basenie.

Pacjentka lat 32 przed zabiegiem. Widoczna poszerzona niewydolna żyła odpiszczelowa  Stan po operacji żylaków metodą kriochirurgiczną. Niewidoczne blizny pooperacyjne

Pacjentka lat 32 przed zabiegiem. Widoczna poszerzona niewydolna żyła odpiszczelowa Stan po operacji żylaków metodą kriochirurgiczną. Niewidoczne blizny pooperacyjne

I tak ponownie udałam się na konsultację chirurgiczną. Pan doktor zalecił wykonanie badania ultrasonograficznego, tzw. badania dopplerowskiego, by ocenić stan wydolności układu żylnego kończyn dolnych. Od wyniku tego badania uzależniał rozległość zabiegu operacyjnego, bo uprzedził mnie, że bez operacji niestety się nie obejdzie. A moje żylaki to już nie tylko problem kosmetyczny, ale przede wszystkim zdrowotny, ponieważ takie żylaki stanowić mogą w przyszłości przyczynę wielu powikłań, takich jak na przykład zator płucny powodujący śmierć. Brrrr… Niemiałam wyjścia. Poszłam wykonać zalecone badanie i ze wszystkimi wynikami stawiłam się w umówionym dniu, na umówioną godzinę w klinice. Zabieg był przeprowadzony w znieczuleniu ogólnym. Od chirurga dowiedziałam się, że polega on na usunięciu niewydolnych żył powierzchownych, jednej głównej żyły odpiszczelowej i wszystkich drobniejszych żył obocznych zmienionych żylakowato. Gdy obudziłam się następnego dnia po zabiegu, obie nogi miałam zabandażowane bandażami elastycznymi. W okolicy pachwin niewielkie opatrunki przykrywały cięcia długości 3 cm. Po porannej wizycie i zmianie opatrunków udałam się do domu. Przez dwa tygodnie moje nogi przybierały kolory tęczy, od fioletu, poprzez granat, zieleń aż do żółci. Tam, gdzie były widoczne siniaki, ciało było twarde i obolałe. Po dwóch tygodniach wszystko wróciło do normy. Tylko w kilku miejscach odczuwałam bolesność przy większym ucisku. Nie było jednak widać prześwituj ących i uwypuklających się, jak dawniej, „kiści winogron”. Po kolejnych kilku tygodniach zapomniałam już o żylakach. Była piękna, ciepła wiosna, a ja zaczęłam odsłaniać moje „nowe nogi” i przełamałam się, by znów nosić minispódniczki.

Judyta

Dowiedz się więcej na temat zabiegu: Żylaki

 

The post Nowe nogi first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Może być lepiej https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/moze-byc-lepiej.html Mon, 02 Nov 2009 21:43:56 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=2143 Jako czterdziestopięcioletni mężczyzna, analizując swoje przeszłe lata, życie rodzinne i zawodowe, muszę przyznać, że jestem szczęściarzem. Dzięki moim wspaniałym rodzicom ukończyłem dobrą uczelnię. Jestem z zawodu inżynierem, zatrudnionym w ambitnej, międzynarodowej firmie. Praca moja jest dynamiczna, związana z wieloma wyjazdami za granicę. Znajomość języków obcych jeszcze bardziej rozszerza moje horyzonty. W dodatku mam wspaniałą żonę, […]

The post Może być lepiej first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Jako czterdziestopięcioletni mężczyzna, analizując swoje przeszłe lata, życie rodzinne i zawodowe, muszę przyznać, że jestem szczęściarzem.

Może być lepiejDzięki moim wspaniałym rodzicom ukończyłem dobrą uczelnię. Jestem z zawodu inżynierem, zatrudnionym w ambitnej, międzynarodowej firmie. Praca moja jest dynamiczna, związana z wieloma wyjazdami za granicę. Znajomość języków obcych jeszcze bardziej rozszerza moje horyzonty. W dodatku mam wspaniałą żonę, ciepłą, wyrozumiałą kobietę, i dwójkę kochanych maluchów. Wszystko wskazywałoby, że powinienem tryskać energią i radością życia. Jednak ostatnio zacząłem wątpić w moją szczęśliwą gwiazdę. Z niepokojem dostrzegłem,że po przekroczeniu czterdziestki stopniowo traciłem wigor, szybciej się męczyłem, miałem trudności z rannym wstawaniem. Natomiast wieczorem, aby przyspieszyć sen, pomagałem sobie szklaneczką whisky. Popołudniami byłem zbyt leniwy, aby zmobilizować się do choćby półgodzinnych ćwiczeń fizycznych. Muszę przyznać, że przytyłem i mimo że znana była mi przyczyna tego stanu (nieregularne i zbyt obfite jedzenie), nie miałem tyle sił, by to zmienić. Poza tym zauważyłem, że coraz częściej miałem problemy z koncentracją i zapominałem o pewnych sprawach. Bardzo źle tolerowałem rodzące się nie wiadomo skąd chwile przygnębienia, pojawiła się niechęć do spotkań towarzyskich, a nawet nocne napady lęku i obaw. Moja skóra stała się sucha i łuszcząca, wieczorami puchły mi kostki. Niestety także sprawy seksu pozostawiały dużo do życzenia. Zacząłem zastanawiać się, jak temu zaradzić? Myślałem, co zrobić, aby odzyskać dawną energię, dobre samopoczucie psychiczne i fizyczne. Zdawałem sobie sprawę, że mam jeszcze wiele lat do przeżycia i że chciałbym przeżyć je jak najlepiej. Pytałem znajomego kolegę lekarza, ale niestety nie potrafił wskazać mi specjalisty, który zajmowałby się kompleksowo takimi problemami. Zajrzałem więc do Internetu. Pomyślałem, że w Ameryce tego rodzaju problemy muszą być rozwiązywane. Po wprowadzeniu kolejnych określeń w języku angielskim odnoszących się do mojego stanu dość szybko dotarłem do całej masy witryn, które takimi problemami się zajmują. Ich wspólnym mianownikiem było słowo „anti-aging”. Z lektury tych stron dowiedziałem się bardzo dużo o tym, co mnie trapi i o sposobach poprawy takiego stanu. Przekonałem się, że już od kilku lat funkcjonuje odrębna specjalność medyczna, która skutecznie pomaga w takichsytuacjach. Jakież było moje zdziwienie, gdy wśród rozlicznych zagranicznych witryn znalazłem także polski ośrodek stosujący terapię „anti-aging”. Bardzo szybko nawiązałem kontakt z lekarzem, który zaproponował mi wstępną konsultację. Pani doktor poświęciła mi sporo czasu i zaproponowała szczegółowe badania w kolejnym terminie. Tym razem wizyta trwała już zdecydowanie dłużej i przypominała poważny test na sprawność ciała i intelektu. Na koniec pobrano mi krew na badania. Po tygodniu spotkałem się z panią doktor ponownie i tym razem do moich rąk trafił szczegółowy raport na temat mojego stanu zdrowia, zagrożeń wynikających z uwarunkowań genetycznych i prowadzonego trybu życia. Jak by nie dość tego, jeszcze na końcu raportu znalazłem kolorowe wykresy sygnalizujące, co w moim organizmie funkcjonuje prawidłowo, a co odbiega od normy. Na tej podstawie otrzymałem szereg zaleceń dietetycznych, sprawnościowych oraz sporą listę lekarstw. Aktualnie od trzech miesięcy ostro pracuję nad sobą i muszę się pochwalić, że zauważam już pierwsze pozytywne efekty terapii. Schudłem trzy kilogramy, z dużo większą energią podrywam się rano z łóżka, w pracy także lepiej kojarzę wiele spraw i czuję większą radość z tego, co robię. Od dwóch tygodni nie tylko zasypiam bez problemu i bez wspomagania, ale także udaje mi się przesypiać noc na jeden raz, bez przykrych przerw między trzecią a czwartą nad ranem. Również moja żona ma teraz mniej powodów do narzekań na swojego mężczyznę. Zdaję sobie sprawę, że to początek, ale wstępne efekty kuracji zachęcają do jej kontynuowania. Chciałbym bowiem wypaść jak najlepiej na teście kontrolnym pół roku po pierwszym badaniu. Wiosenna aura jest dodatkowym bodźcem do pracy nad sobą.

Jacek

Dowiedz się więcej na temat: Zdrowie optymalne oraz Bioaging

The post Może być lepiej first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Pierwsze oznaki upływającego czasu https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/pierwsze-oznaki-uplywajacego-czasu.html Mon, 02 Nov 2009 21:42:20 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=2140 Twarz najbardziej odzwierciedla oznaki nieubłaganie upływającego czasu i obnaża nasz prawdziwy wiek biologiczny. Studia, kariera zawodowa, a z drugiej strony – dobre geny, prawidłowy styl życia i racjonalne odżywianie spowodowały, że – jak do tej pory – nie miałam czasu, a nawet potrzeby spoglądać w lustro, by sprawdzić, jakich to zmian dokonał czas na mojej […]

The post Pierwsze oznaki upływającego czasu first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Twarz najbardziej odzwierciedla oznaki nieubłaganie upływającego czasu i obnaża nasz prawdziwy wiek biologiczny.

Studia, kariera zawodowa, a z drugiej strony – dobre geny, prawidłowy styl życia i racjonalne odżywianie spowodowały, że – jak do tej pory – nie miałam czasu, a nawet potrzeby spoglądać w lustro, by sprawdzić, jakich to zmian dokonał czas na mojej twarzy i ciele. W obecnej chwili mam już 33 lata, ukochanego męża i dwójkę wspaniałych dzieci oraz dobry zawód i całkiem nieźle płatną, atrakcyjną pracę. Czyli w zasadzie wszystko, co kobieta może zdobyć w moim wieku, by czuć się dowartościowaną i spełnioną. Jednak wymagania w pracy stale rosną, a przełożeni, dbając o wizerunek firmy, zatrudniają coraz to młodsze kobiety. Mąż również jakby stracił troszkę zainteresowanie moją osobą jako kobietą. Widać moja atrakcyjność nieco zbladła. Wszystko to spowodowało, że coraz częściej spoglądam w lustro, które niestety nie jest czarodziejskim zwierciadłem korygującym wszelkie mankamenty. Na młodej jeszcze twarzy zaczęły pojawiać się delikatne poziome i pionowe zmarszczki czoła, niewielkie tzw. kurze łapki, szczególnie widoczne, gdy się szczerze uśmiecham, oraz dość znaczne bruzdy przebiegające od nosa do kącików ust. A lekkie przebarwienia i pozostałości po dawno przebytym trądziku młodzieńczym są teraz jakby bardziej widoczne niż zwykle. Widok mojego odbicia w lustrze przeraził mnie. Dodatkowo urodzenie i wykarmienie dwójki dzieci, cudownych chłopaków (6 i 3-letni), spowodowało dość znaczną dewastację moich piersi. Praktycznie nie mogę już jak dawniej założyć jedwabnej bluzeczki, nie zakładając pod spód stanika. Opadające piersi i wiszące smutnie brodawki niestety nie są już tak powabne jak kilka lat temu. Nie dziwię się, że mąż wzdycha za dawnymi pięknymi kształtami mojego ciała.

Tak rozmyślając i oglądając się w lustrze, zastanawiałam się, czy mogę coś zmienić. Muszę przyznać, że mąż gorąco namawia mnie do zmian. Czy to znaczny, że jest jeszcze gorzej, niż myślałam? Mając szeroki dostęp do Internetu, postanowiłam poszperać trochę i poczytać na temat chirurgii estetycznej. Pewnego razu natknęłam się na adresy internetowe kilku klinik chirurgicznych. Poszerzyłam też swoją wiedzę o zagraniczne artykuły dotyczące zmarszczek twarzy i zabiegów korekcji opadających piersi. Dotychczas myślałam, że problem nie jest tak powszechny. Przez kilka dni z zaciekawieniem czytałam forum dyskusyjne kobiet, które poprawiły sobie to i owo. To przekonało mnie, że nie jestem sama na świecie i jest wiele młodych, trzydziestoletnich kobiet borykających się z podobnymi problemami. Ich opinie dały mi pogląd, jak i gdzie takie zabiegi wykonać. Odczułam znaczną ulgę. To szansa dla mnie.

Wzbogacona o nowe informacje wyszukałam adres znanej kliniki chirurgii estetycznej, posiadającej duże doświadczenie w zakresie interesujących mnie zabiegów. Na stronach internetowych klinika ta prowadzi dział porad on-line. Napisałam anonimowy list z nurtującymi mnie pytaniami. Odpowiedź otrzymałam już na drugi dzień. Popytałam też wśród moich najbliższych koleżanek i znajomych, czy znają chirurga, którego mogłyby mi z czystym sumieniem polecić. Trochę bałam się ich reakcji, ale szybko okazało się, że wiele moich koleżanek i współpracownic od kilku lat korzysta z tego rodzaju pomocy. Polecono mi tę samą klinikę, z którą wcześniej korespondowałam. Telefonicznie dowiedziałam się, kiedy odbywają się konsultacje i w wyznaczonym dniu stawiłam się w progach kliniki. W poczekalni było sporo czekających osób. Byłam mocno speszona i skrępowana. Czekałam na swoją kolej, a strach i niepokój towarzyszyły mi cały czas. Zastanawiałam się, co powiem, jak potraktuje mnie doktor, czy aby mnie nie wyśmieje. I tak układając sobie mowę wstępną, doczekałam się mojej konsultacji. Weszłam do gabinetu i spotkałam tam bardzo miłego chirurga. Przemiła atmosfera rozmowy spowodowała, że strach i niepewność szybko zniknęły. Doktor uspokoił mnie, że wszelkie mankamenty mojej twarzy można poprawić za pomocą preparatów wypełniających zmarszczki i porażających mięśnie mimiczne. Przebarwienia i nierówności potrądzikowe skóry da się natomiast z powodzeniem usunąć za pomocą peelingu mechanicznego, tzw. dermabrazji. Nieco większy problem stanowiły moje piersi. Chirurg pocieszył mnie jednak, że jest to dość powszechne wśród młodych kobiet, które wykarmiły dwójkę lub więcej dzieci. Zaproponował mi wykonanie zabiegu jednocześnie podnoszącego i wypełniającego biust za pomocą protez silikonowych. Pełna optymizmu i wiary po godzinnej pogawędce opuściłam gabinet lekarski. Postanowiłam przemyśleć propozycję chirurga i przedyskutować ją z mężem. Pełna akceptacja męża i wsparcie z jego strony spowodowało, że na pierwszy zabieg umówiłam się już po tygodniu. Program poprawek rozpoczęliśmy od ostrzykiwania zmarszczek twarzy. Na zabieg zjawiłam się wczesnym czwartkowym popołudniem. Pan doktor z kilku delikatnych wkłuć wstrzyknął jad kiełbasiany – toksynę botulinową w skórę bocznych kątów oczu i skórę czoła, pomiędzy brwiami. W bruzdy nosowo-wargowe powodujące smutny wyraz twarzy podał natomiast hydrożel. A za moją namową zgodził się też podać go jeszcze w niewielkiej ilości w usta w celu ich delikatnego powiększenia. Zabieg był prawie całkowicie bezbolesny. Bezpośrednio po nim musiałam odleżeć z zimnymi kompresami na twarzy przez 45 minut. Następnie zrelaksowana i szczęśliwa wróciłam do domu. Tego dnia i jeszcze dwa dni później miejsca wkłuć były lekko opuchnięte i tkliwe. Jednak w poniedziałek efekt zabiegu był porażający. Gładką twarz, pozbawioną zmarszczek i nieco wydatniejsze usta zauważyli wszyscy moich koledzy w pracy. Ach, jak bardzo chciało mi się żyć! Czułam się cudownie. A przecież był to dopiero początek mojej chirurgicznej przygody.

Po dwóch tygodniach poddałam się jednoczesnemu zabiegowi dermabrazji skóry twarzy i korekcji piersi. Były one wykonane w pełnej narkozie. Wolałam podczas jednego znieczulenia poddać się obu zabiegom jednocześnie. Pan doktor zgodził się na takie rozwiązanie. Poza tym, po nabraniu pełnego zaufania do chirurga chciałam, aby jak najszybciej było już po wszystkim. Obudziłam się bezpośrednio po zabiegu, jeszcze na sali operacyjnej. Na całej twarzy miałam nałożony delikatny opatrunek z brązową maścią. Natomiast oklejone plastrami piersi zakryte były bawełnianym białym stanikiem. Czułam się obolała i nieco zmęczona. Tego dnia dużo spałam. Następnego dnia po zabiegu, po zmianie opatrunku w obrębie piersi, mogłam wrócić do domu. Mąż przywitał mnie bardzo czule, lecz chyba nie spodziewał się zobaczyć oklejonej plastrami -mumii. Co tam – pomyślałam. Najważniejsze dla mnie było to, że wszystko mam już za sobą i teraz spokojnie muszę czekać na efekty. Spoglądałam czasem niecierpliwie z niepewnością w lustro. Piersi robiły niesamowite wrażenie. Uprzedzono mnie wcześniej, że przez kilka dni mogą być obolałe, wrażliwe na dotyk i dość znacznie opuchnięte. Bałam się nawet myśleć, że może być coś nie tak. Musiałam cierpliwie czekać, aż minie tydzień, ponieważ po tym czasie miałam zgłosić się do kontroli. Tydzień ciągnął się w nieskończoność. Podczas kontroli doktor zdjął opatrunek z twarzy i usunął szwy w bruzdach pod piersiami. Twarz była trochę zaróżowiona, ale mogłam już stosować podkład i pełen makijaż. Natomiast piersi wyglądały bosko. Chyba nawet lepiej niż przed porodami. Duże, jędrne i sterczące. Szczęśliwa podziękowałam chirurgowi i pobiegłam, by jak najszybciej pokazać się w domu i podzielić się radością z moim ukochanym mężem.

Na ostateczny efekt dermabrazji twarzy musiałam jeszcze trochę poczekać. Zaróżowienia zniknęły całkowicie po 6 tygodniach. Nadchodziło właśnie lato, a ja cieszyłam się podwójnie. Uwielbiam tę porę roku, a to lato zapowiadało się niezwykle atrakcyjnie. Znów młoda i piękna mogłaubrać się w lekką sukienkę i pokazać kuszące ciało, jak za dawnych lat. Mogłabym tu opisywać, jakimi spojrzeniami obrzucali mnie mężczyźni na plaży, jak wiele upojnych wieczorów spędziłam z mężem, jednak największym komplementem były słowa mojego starszego synka, który przed zaśnięciem powiedział do mnie: -Jesteś piękna, mamusiu!.

Wiktoria

Komentarz:

W przypadku kobiety 30-letniej są one jeszcze bardzo dyskretne, choć wiele zależy tu od predyspozycji wrodzonych oraz od trybu życia. Te pierwsze może z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć młoda kobieta, obserwując twarz swojej mamy. Podobne gesty, podobna artykulacja emocji i w konsekwencji podobne zmarszczki na twarzy. O wpływie trybu życia na twarz kobiety można by pisać tomy. Jedno nie ulega wątpliwości – kobieta w dużym stopniu wpływa na swoją wizytówkę, jaką jest jej twarz. Warto o tych dwóch podstawowych czynnikach wpływających na urodę pomyśleć zawczasu, bowiem umiejętne zapobieganie ich skutkom pomaga w zachowaniu młodej i atrakcyjnej twarzy. Nie na wszystko, co wrodzone, mamy wpływ, ale jeśli na twarzy matki naszej trzydziestolatki widoczne są liczne drobne zmarszczki, należy pomyśleć o unikaniu nadmiaru słońca. Zbyt intensywne opalanie powoduje bowiem przyspieszone starzenie się kolagenu i w konsekwencji nadmierną rozbudowę drobnych zmarszczek. Ogromnie ważne jest też zapobiegawcze stosowanie dobrych kremów renomowanych firm. Jeśli mama ma twarz bardzo ekspresyjną z widocznymi „kurzymi łapkami” w kątach oczu oraz zmarszczkami na czole, to podobnych zmian może się spodziewać jej córka. Jeśli więc zauważy u siebie początek tego rodzaju zmarszczek, wówczas nie warto czekać biernie na ich całkowity rozwój, tylko sięgnąć po preparaty zawierające toksynę botulinową typu A. Ich wcześniejsze systematyczne stosowanie pozwoli zapobiec rozwojowi zmarszczek dookoła oczu i na czole.

Ostatnie lata można nazwać erą botuliny w chirurgii estetycznej. Znana już od 1930 r. jako ciężka trucizna była następnie wykorzystywana jako broń biologiczna w armiach kilku światowych mocarstw. Dopiero w 1980 r. dostrzeżono możliwości jej stosowania w medycynie. Początkowo używana była do leczenia zeza u dzieci, następnie stosowano ją w leczeniu różnego rodzaju przykurczów mięśniowych, zaburzeń symetrii twarzy po porażeniach nerwowych oraz przy łagodzeniu objawów tików nerwowych. Dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych zaczęto stosować toksynę botulinową typu A w leczeniu zmarszczek twarzy. Polska była jednym z pierwszych krajów na świecie, który dopuścił stosowanie tego leku w chirurgii estetycznej. Wyprzedziliśmy tu nawet Stany Zjednoczone, które taką decyzję podjęły dopiero w 2002 r. Najlepszym dowodem tego, jaką popularnością cieszy się toksyna botulinowa typu A, jest jej czołowe miejsce wśród niechirurgicznych metod korekcji twarzy. Zdaniem American Society of Plastic Surgery w samym 2002 r. aż 1 123 510 osób poddało się tego rodzaju zabiegom. W Polsce nie prowadzi się takich statystyk, ale zauważalny jest stały wzrost liczby pacjentów korzystających z dobrodziejstw zastrzyków botulinowych. Podstawową ich zaletą jest ogromna, wręcz spektakularna skuteczność, przy jednoczesnej minimalnej bolesności. Co równie ważne, nie wykazano jak dotychczas szkodliwego działania takiej terapii.

Najczęściej leczonymi okolicami przy użyciu toksyny botulinowej są poziome zmarszczki czołowe (forehead frown lines), zmarszczki pionowe pomiędzy brwiami (glabellar rhytids) i zmarszczki w kątach zewnętrznych oczy ń tzw. kurze łapki (crow’s feet). Obecnie ostrzyknięcia botuliną stosuje się także w leczeniu asymetrii twarzy, szczególnie ustawienia brwi, w korekcji zmarszczek u nasady nosa, zmarszczek pionowych dookoła ust („małpie usta”), unoszenia kącików ust i w leczeniu pionowych fałdów szyi (neck bands). Skuteczność tej mało inwazyjnej terapii spowodowała znaczny spadek liczby wykonywanych liftów czoła – nawet tych najbardziej nowoczesnych, z użyciem techniki endoskopowej. Umiejętne wykonanie iniekcji botulinowych pozwala na zmianę ustawienia brwi zgodne z oczekiwaniami pacjenta, znacznie poprawia się oprawa oczu, nadając twarzy młodszy wygląd.

Jedyną wadą terapii jest jej ograniczony czas działania. Najczęściej po 6 miesiącach lek przestaje działać, co powoduje powrót mimiki do stanu wyjściowego. Atrakcyjność efektów leczenia najczęściej zachęca pacjentów do jego powtarzania co 6 miesięcy. Co ciekawe, wielu lekarzy i pacjentów zauważa, że po kilku ostrzyknięciach zmieniają się „nawyki mimiczne” twarzy, co w konsekwencji powoduje łagodzenie zmarszczek.

Toksyna botulinowa nie tylko poraża zakończenia nerwowe w okolicach mięśni mimicznych twarzy, ale podana w okolice pach lub dłoni powoduje znaczny spadek wydzielania potu. Dla wielu osób dotkniętych defektem nadmiernej potliwości pach lub dłoni jest lekiem zbawiennym, uwalnia ich bowiem od przykrych następstw tej choroby i znacznie poprawia stan psychiczny.

Od wielu lat stosowane są w chirurgii estetycznej różnego rodzaju wypełniacze tkankowe. Dość długo podstawowym preparatem był kolagen pochodzenia zwierzęcego. Mimo swych niezaprzeczalnych zalet miał jednak wady, najważniejszymi były: możliwość wystąpienia poważnych alergii (mimo wykonywania prób uczuleniowych) i przekazania pacjentowi chorób odzwierzęcych. Z tych to powodów w ostatnich latach kolagen zastąpiony został roztworem kwasu hialuronowego. W przypadku tego specyfiku nie odnotowano jak dotąd reakcji alergicznych. Nie wchodzi tu także w rachubę przeniesienie jakichkolwiek chorób, bowiem preparat uzyskiwany jest w warunkach laboratoryjnych, przy użyciu bakterii zaprzężonych do pracy na rzecz człowieka (podobnie jak w produkcji insuliny). Kwas hialuronowy podawany jest w głębokie warstwy skóry i służy do wypełniania drobnych powierzchownych zmarszczek. Ujemną stroną jego stosowania jest czas, w jakim ulega on resorpcji. Najczęściej po sześciu miesiącach efekty wypełnienia zmarszczek ustępują i trzeba zabieg powtórzyć. Z tego powodu stale trwają poszukiwania trwałego i bezpiecznego środka, którym można by wypełniać zmarszczki. W wielu przypadkach doskonale sprawdza się przeszczep własnej tkanki tłuszczowej. Umiejętnie przeprowadzony pozwala na wypełnienie ubytków w twarzy, korekcję fałdów nosowo-wargowych czy powiększenie ust.

Własną tkankę tłuszczową stosuje się także w zabiegach powiększenia piersi (szczególne przypadki) oraz w plastyce warg sromowych i w pogrubianiu penisa. Mimo swych niezaprzeczalnych zalet przeszczep tkanki tłuszczowej jest dużym zabiegiem, nie zawsze akceptowanym przez pacjentów.

Stosowany od pewnego czasu w różnych dziedzinach medycyny i w przemyśle spożywczym okazał się niezmiernie atrakcyjny w korekcjach głębokich zmarszczek twarzy (fałdy nosowo-wargowe, zmarszczki kącików ust) i w zabiegach powiększenia i modelowania ust. Lek jest 2,5% roztworem polyacrylamidu w wodzie. Jego wysoka kompatybilność z tkankami ludzkiego ciała pozwala na zastosowanie w okulistyce (soczewki kontaktowe) i w chirurgii estetycznej. Jak dotąd, nie wykazano szkodliwego działania preparatu na organizm ludzki**. W przypadku podawania preparatu przyjmuje się najczęściej taktykę stopniowego dochodzenia do ostatecznego efektu. Bywa, że pacjentka jest zadowolona po zastosowaniu jednej ampułki. Jeśli natomiast po dwóch, trzech tygodniach uznaje, że oczekiwała większego efektu, wówczas uzupełnia się wypełnienie kolejnym ostrzyknięciem.

Pacjentka przed i po zabiegu powiększenia piersi z użyciem protez

Pacjentka przed i po zabiegu powiększenia piersi z użyciem protez

Zabieg wykonuje się najczęściej w znieczuleniu przewodowym lub maścią. Wiąże się z niewielkimi dolegliwościami bólowymi. Po zabiegu utrzymuje się przez kilka dni niewielki obrzęk korygowanych okolic. Nie jest on jednak na tyle duży, by przeszkadzał w normalnym funkcjonowaniu zawodowym i towarzyskim.

Kobiety 30-letnie stanowią największą grupę wśród pacjentek poddających się zabiegom powiększenia piersi. Przebyte ciąże i karmienie dzieci piersią najczęściej destrukcyjnie wpływa na kształt i wielkość piersi. Tymczasem pamięć kobiet przywołuje obraz piersi sprzed dwóch, trzech lat, gdy były one piękne, jędrne i stanowiły o ich atrakcyjności. Nie bez znaczenia jest też fakt, że po kilku latach małżeństwa pojawia się pierwszy okres próby związku, wynikający ze zmiany jego charakteru – z młodzieńczej beztroskiej przygody do dojrzałego, odpowiedzialnego wspólnego życia. Statystyki są w tym względzie nieubłagane, podając znaczny procent rozwodów w tym okresie. Kobieta, która z reguły wyraźniej dostrzega spadek zainteresowania ze strony męża, stara się szukać sposobów, by temu zaradzić. W tym też okresie częściej zaczyna spoglądać w lustro. Jeżeli dostrzega w nim zapadnięte piersi, zaczyna szukać sposobów polepszenia ich wyglądu, widząc w tym także receptę na powrót do życia sprzed kilku lat. Piersi pacjentek 30-letnich są najczśćciej nieznacznie opadające, a ich górna część jest zapadnięta. Wszczepienie protez piersiowych pozwala najczęściej na odzyskanie bardzo atrakcyjnego kształtu piersi. Bywa, że są one bardziej powabne niż przed zajściem w ciążę. Czasami też zwiększa się wrażliwość brodawek piersiowych, co korzystnie wpływa na doznania seksualne. Zabieg powiększenia piersi jest zawsze poprzedzony wyczerpującą konsultacją z lekarzem. Pacjentka musi sobie zdawać sprawę z wszystkich zagrożeń związanych z tą operacją. Tym, czego najbardziej należy się obawiać, jest infekcja i rozwój krwiaka w okolicy protezy. W pierwszych dniach po operacji występują najczęściej znaczne bóle piersi. Niezmiernie ważne jest też zrozumienie faktu, że proteza piersiowa, będąca ciałem obcym, może powodować rozwój torebki łącznotkankowej dookoła jej powierzchni. Mimo stosowania szeregu zabezpieczeń (protezy teksturowane, odpowiednia technika operacyjna, masaż piersi po zabiegu) nie udało się całkowicie wyeliminować tego ryzyka. Wskazane jest, by po konsultacji z lekarzem kobieta przedyskutowała swą decyzje z mężem. Nie wolno bagatelizować jego akceptacji lub braku akceptacji w tym względzie. Ogromnie ważne w podjęciu decyzji są ostatnie dane naukowe, które wykluczają jakikolwiek związek występowania raka piersi z zabiegami wszczepienia protez piersiowych***.

Dobrze umotywowana pacjentka, rozumiejąca istotę zabiegu i akceptująca prawdopodobieństwo wystąpienia powikłań, jest najlepszym kandydatem do zabiegu powiększenia piersi. Uzyskane efekty leczenia poprawiają nie tylko jej wygląd, ale zdecydowanie polepszają stan jej psychiki i komfort życia. Wielokrotnie zbawiennie wpływają na relacje z mężem, powodując, że związek wchodzi w fazę drugiej młodości.

dr n. med. Jerzy Kolasiński

** Lise H. Christensen and all: Long-Term Effects of Polyacrylamide Hydrogel on Human Breast Tissue. „Plastic and Reconstructive Surgery”, May 2003.
*** Susan J. Hoshaw and all: Causation, Delayed Detection, and Survival. „Plastic and Reconstruction Surgery”, May 2001.

Dowiedz się więcej na temat: Toksyna botulinowa oraz kwas hialuronowy

The post Pierwsze oznaki upływającego czasu first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Życie zaczyna się po czterdziestce https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/zycie-zaczyna-sie-po-czterdziestce.html Mon, 02 Nov 2009 21:39:57 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=2135 Często słyszałam z ust moich rodziców i ich znajomych, że życie zaczyna się dopiero po czterdziestce. Zastanawiałam się zawsze nad sensem tego zdania. Byłam wtedy nastolatkę i osoby po ukończeniu tego wieku wydawały mi się już bardzo stare. Jak to możliwe? – myślałam. Co oni mówią? Przecież dawno już przeżyli to, co piękne. Jednak mocno […]

The post Życie zaczyna się po czterdziestce first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Często słyszałam z ust moich rodziców i ich znajomych, że życie zaczyna się dopiero po czterdziestce. Zastanawiałam się zawsze nad sensem tego zdania.

Byłam wtedy nastolatkę i osoby po ukończeniu tego wieku wydawały mi się już bardzo stare. Jak to możliwe? – myślałam. Co oni mówią? Przecież dawno już przeżyli to, co piękne. Jednak mocno się myliłam. Teraz mam 42 lata i moje życie dopiero się zaczyna.

Do tej pory nigdy nie zwracałam większej uwagi na swój wygląd i stan cery. Od najmłodszych lat miałam kontakt z papierosami. Rodzice palili nałogowo, często zapraszali do siebie przyjaciół i znajomych na prywatki. Gdy jako nastolatka zaczęłam popalać w domu, nawet nikt się nie zdziwił.

Mama nigdy nie przywiązywała wagi do stosowania dobrych kosmetyków i prowadzenia zdrowego trybu życia. Nie miałam więc wzorców, by postępować inaczej. Nigdy też nie stosowałam ogólnie modnych diet odchudzających czy odtruwających. W wieku trzydziestu lat wodziłam córeczkę. W czasie ciąży dość znacznie przytyłam. Nie przejmowałam się swoim wyglądem i nawet specjalnie nie zależało mi na utracie wagi, choć pozostało mi po ciąży 15 kg więcej. Mój mąż również nie należał do najszczuplejszych. W domu bowiem nikt nie stosował diety, a żyliśmy sobie dostatnio.

Jednak wiele zmieniło się w moim życiu od tego czasu. Sytuacja domowa uległa diametralnej przemianie. Dwa lata temu straciłam pracę. Z wykształcenia jestem pedagogiem, a kto w dzisiejszych czasach potrzebuje pedagoga. Nowej pracy szukałam długo, lecz bezskutecznie. Mimo 40 lat, dość dobrej prezencji, świetnych kwalifikacji i znajomości dwóch języków obcych nie miotam żadnych szans. Podczas jednej z rozmów kwalifikacyjnych potencjalna pracodawczyni zasugerowała mi delikatną zmianę „imagu”. Przyznam, że byłam mocno zaskoczona. Nie za bardzo wiedziałam, co mam o tej propozycji myśleć. Czy wyglądam staro? A może jestem za gruba? Tego popołudnia wróciłam do domu mocno zdenerwowana, nalałam sobie szklaneczkę whisky i zapaliłam papierosa. Jednak po kilku długich chwilach złość minęła i zaczęłam zastanawiać się, co tak naprawdę mogłabym zmienić w swoim wyglądzie. Spojrzałam na siebie w lustrze bardzo krytycznie i sporządziłam listę postanowień. Po pierwsze, musiałam rzucić palenie i zmienić dietę. To przyszło dość łatwo, ponieważ mój mąż już od kilku lat nie pali, uprawia intensywnie biegi i ćwiczenia na siłowni. Po drugie, pomyślałam, by zacząć odwiedzać dobrą kosmetyczkę.

Postanowienia wdrożyłam w życie jeszcze tego samego dnia. Zmiany rozpoczęłam od szczerej rozmowy z mężem. Doskonałe mnie rozumiał i obiecał wspierać mnie we wszystkich poczynaniach. Ten nieszczęsny popołudniowy papieros był moim ostatnim papierosem w życiu. Wieczorem poszłam też razem z mężem na siłownię.

Po pól roku ciężkiej pracy i wyrzeczeń wyglądałam już zdecydowanie lepiej. Moje ciało nabrało innych kształtów, a kondycja fizyczna uległa zdecydowanej poprawie. Niestety, moja radość nie była pełna. Niewielkie pozostałości tkanki tłuszczowej były dość widoczne w okolicach bioder, ud i kolan. Żadne ćwiczenia nie pomogły mi ich zlikwidować. Na twarzy zauważyć można było efekty palenia papierosów i wcześniejszych złych nawyków. Szara cera, zrogowaciały naskórek, przebarwienia i znaczne worki pod oczami oraz nieco opadające powieki górne nie dawały mi spokoju. Postanowiłam skorzystać z pomocy kosmetyczki. Umówiłam się na zabiegi – maseczki, masaże itd. Po kilku seansach, które nie dały zauważalnej poprawy, kosmetyczka poradziła udać się do chirurga zajmującego się zabiegami z zakresu chirurgii estetycznej. Nadzieja na lepszy wizerunek powróciła natychmiast.

Udałam się do znanego, poleconego przez nią chirurga. Podczas pierwszej konsultacji zadawalam bardzo wiele pytań, ponieważ wszystko chciałam wiedzieć od razu. Dowiedziałam się, że mankamenty dala i drobne nierówności można usunąć, wykonując zabieg odsysania tkanki tłuszczowej. W zakresie twarzy doktor zasugerował mi wykonanie zabiegu korekcji powiek górnych i dolnych oraz peelingu chemicznego. Wiedziałam, że mąż całkowicie popiera mój szalony pomysł, tak więc bez większego namysłu umówiłam się na pierwszy zabieg. Program mojej odnowy rozpoczęliśmy od korekcji drobnych niedociągnięć sylwetki. Z plikiem badań laboratoryjnych stawiłam się w umówionym dniu na zabieg, który polegał na usunięciu nadmiaru tkanki tłuszczowej z okolic bioder, ud i kolan. Bezpośrednio po zabiegu ubrano mnie w specjalny strój uciskowy, którego zadaniem było dopasowanie skóry do nowej sylwetki ciała. Efekt zabiegu był natychmiastowy. Jednak po dwóch dniach z powodu opuchlizny moje wymiary wróciły do stanu wyjściowego. Poinformowano mnie również, że na ostateczny efekt musze cierpliwie czekać 6-8 tygodni. Zasinienia i niewielka bolesność utrzymywały się przez 2 tygodnie po zabiegu. Przyznam, że trochę mnie to niepokoiło, ale wiedziałam, że oddalam się w ręce fachowca i spokojnie znosiłam wszelkie niedogodności. Po dwóch tygodniach zgłosiłam się na kontrolę. Wykorzystałam ten moment do wykonania kolejnego zabiegu z ustalonego wcześniej programu, a mianowicie korekcji powiek górnych i dolnych. Zabieg był wykonany w znieczulenie miejscowym. Z delikatnych cięć w załamkach powiek chirurg wydal nadmiar opadającej skóry. Pozostawione cieniutkie szwy zakryto drobnymi plasterkami. Wychodząc z kliniki, założyłam duże ciemne przeciwsłoneczne okulary, by nikt postronny nie zauważył śladów przebytego właśnie zabiegu. Po pięciu dniach zgłosiłam się do kliniki na kontrolę, podczas której chirurg usunął plastry i szwy. Niestety, jeszcze przez kilka kolejnych dni w okolicach oczu utrzymywały się dość znaczne siniaki. Byłam jednak zadowolona z wczesnych efektów i zupełnie mi to nie przeszkadzało. Po kilku tygodniach poddałam się jeszcze dodatkowo peelingowi chemicznemu. Był to znacznie głębszy peeling w porównaniu z tymi, które stosują kosmetyczki. Zabieg wykonano w krótkim znieczuleniu ogólnym, co wiązało się z koniecznością pozostania w klinice przez jedną dobę. Następnego dnia rano, widząc swoje odbicie w lustrze, strasznie się uśmiałam. Wyglądałam jak „smerf” z niebieską poświatą na twarzy. Przez kolejnych kilka dni skóra twarzy dość mocno łuszczyła się. Na efekty nie musiałam jednak długo czekać. Odnowiona, z nowymi kształtami dala i młodszą przynajmniej o 15 lat twarzą ruszyłam na podbój świata. Znalazłam kilka ogłoszeń w rubryce o pracę i postanowiłam wypróbować moich nowych sil. Już w pierwszym miejscu, po krótkiej rozmowie z właścicielem firmy, otrzymałam ciekawą propozycję współpracy na stanowisku „public relation” i pracę mogłam podjąć od zaraz. W obecnych czasach w pracy liczą się nie tylko umiejętności, kwalifikacje i doświadczenie, ale w znacznej mierze wygląd pracownika, który jest przecież wizytówką firmy. Jestem bardzo szczęśliwa, że dokonałam wszystkich tych zmian w moim życiu i wyglądzie. Teraz już wiem, dlaczego życie zaczyna się dopiero po czterdziestce.

Grażyna

Komentarz:

Wszak kobieta 40-letnia ma już wiele niełatwych momentów za sobą. Najczęściej dzieci są już „odchowane”, sytuacja materialna ustabilizowana, życie osobiste po pierwszych groźnych „burzach”, wciąż sporo energii życiowej, a wygląd… Tak, tu pojawia się pewien problem. Czy wygląd odpowiada aspiracjom ducha? Sporo zależy od samej kobiety. Zapewne niezdrowy tryb życia właśnie w tym momencie zacznie wyraźnie pokazywać pierwsze swoje skutki. Trucizną nie tylko dla zdrowia, ale i dla urody kobiety jest nikotyna. Mimo coraz bardziej wymyślnych rodzajów papierosów pozostają one jedną z najbardziej zgubnych używek dla wyglądu kobiety. Nie tylko oddech i zęby, ale przede wszystkim skóra twarzy i rąk będą na codzień przypominać o szkodliwości tego nałogu. Jeśli kobieta zaczęła palić jako dwudziestolatka, to po czterdziestce będzie już wyraźnie widać pogorszenie stanu skóry, dodatkowe zmarszczki na twarzy i jej zmęczony wygląd. Na niewiele zdadzą się tu najlepsze kremy i maseczki. Jedynie rzucenie palenia może jeszcze uratować twarz i przywrócić jej świeży wygląd. Bywa jednak, że zmęczone worki pod oczami nie ustępują, a często w chwilach przemęczenia powiększają się.

Oprawa oczu przed i po korekcji powiek górnych

Oprawa oczu przed i po korekcji powiek górnych

Wówczas pomocny okazuje się zabieg chirurgiczny. Korekcja powiek dolnych nie polega na wycięciu nadmiaru skóry. Tej akurat w korekcji powiek dolnych usuwa się najczęściej niezmiernie mało. Natomiast wykonuje się plastykę ciał tłuszczowych odpowiedzialnych za powstawanie „worków pod oczami”. Zależnie od wskazań, albo się je usuwa, albo przemieszcza niżej, by wypełnić bruzdy w okolicach dolnych krawędzi oczodołów. Korekcja powiek dolnych jest wykonywana w znieczuleniu miejscowym. Cięcia zlokalizowane są pod rzęsami, co powoduje, że blizny pozostałe po zabiegu są niewidoczne. W pierwszych dniach po korekcji powieki są obrzęknięte i mogą występować zasinienia. Zmusza to do chodzenia w okularach przeciwsłonecznych nawet w pochmurny dzień. Jednak już po tygodniu można stosować makijaż i powrócić do pracy. Powieki przez kolejne tygodnie mogą być lekko obrzęknięte. Nie jest to jednak widoczne, a jedynie może być odczuwane przez samą pacjentkę. Korekcja powiek górnych i dolnych pozwala na znaczną poprawę oprawy oczu. Pozwala to przywrócić młody i atrakcyjny wygląd. Zabieg ten często wspomagany jest ostrzyknięciami toksyną botulinową, dzięki której dochodzi do uniesienia brwi i zlikwidowania kurzych łapek. Można także w ten sposób korygować asymetrię ustawienia brwi.

Pacjentka 42-letnia z nadmiarem tkanki tłuszczowej okolicy bioder i ud przed i po zabiegu liposukcji

Pacjentka 42-letnia z nadmiarem tkanki tłuszczowej okolicy bioder i ud przed i po zabiegu liposukcji

Nadmiar tkanki tłuszczowej – któż nie narzeka na ten problem! Pod koniec czwartej dekady życia dochodzi u kobiet do stopniowego gromadzenia się „tłuszczyku” w okolicach bioder, ud i kolan. Rzadziej występuje on w okolicy brzucha, choć talia może także ulec powiększeniu. Niestety, wielokrotne stosowanie nawet drakońskich diet nie pomaga w pozbyciu się uwypukleń w tych miejscach. Prędzej rysy twarzy ulegają zaostrzeniu, piersi chudną i opadają, a oporne biodra lub uda pozostają nadal „puszyste”. Rozwiązaniem stosowanym w takich sytuacjach jest zabieg modelowania sylwetki za pomocą odpowiednio skonstruowanych sond (kaniuł) połączonych z aparatem ssącym. Liposuction – bo tak najczęściej się ten zabieg określa – jest właściwie techniką rzeźbienia ludzkiego ciała. Wprowadzona po raz pierwszy przez Giorgio Fischera w 1986 r., dość szybko stała się jedną z najpopularniejszych procedur stosowanych w chirurgii estetycznej. W większości okolic ciała tkanka tłuszczowa występuje w dwóch warstwach: powierzchownej i głębokiej.

Chcąc zredukować rozmiar danej okolicy, odsysamy tkankę tłuszczową z obu warstw. Gdy chcemy uzyskać gładszą powierzchnię i jednocześnie sprowokować obkurczenie skóry, wówczas wykonujemy zabieg w warstwie powierzchownej. Odessanie jedynie warstwy głębokiej może w niektórych okolicach spowodować opadnięcie skóry i jej pofałdowanie (np. biodra i uda). Lekarz wykonujący zabieg powinien posiadać odpowiednią wiedzę z zakresu techniki operacyjnej. Ogromnie ważne jest prowadzenie sondy w odpowiednich warstwach i zachowanie stosownego umiaru co do objętości usuwanej tkanki tłuszczowej. Nie można ulegać sugestiom pacjentów, którzy często namawiają do jak największej redukcji znienawidzonego „sadełka”. Brak rozsądku w tym względzie może doprowadzić do deformacji powierzchni skóry, wystąpienia zagłębień i nierówności. Ich korekcja stwarza w przyszłości spore problemy. Odrębnym zagadnieniem jest bezpieczeństwo zabiegu. Znane są z przeszłości poważne powikłania zdrowotne, do zgonów włącznie. Najczęściej ich przyczyną były zatory krwiopochodne, rzadziej tłuszczowe. Ostatnie lata przyniosły rewolucyjne zmiany, znacznie poprawiające bezpieczeństwo wykonywania zabiegów liposuction. Obecnie przed odsysaniem tkanka tłuszczowa jest przygotowywana (nasączana) za pomocą odpowiedniego płynu (płyn Kleina), co znacznie redukuje uraz naczyń krwionośnych i krwawienie w czasie zabiegu. Jednocześnie pacjent otrzymuje przed operacją heparynę drobnocząsteczkową – lek obniżający krzepliwość krwi. Zabieg przeprowadzany jest przy użyciu cienkich sond (mikrokaniuł). Najważniejsze jest jednak to, by nie odsysać zbyt dużej ilości tkanki podczas jednej operacji (do 3 litrów) i by do zabiegów kwalifikować ludzi zdrowych, nie obarczonych takimi chorobami, jak żylaki kończyn dolnych, wady serca, nadkrzepliwość krwi czy cukrzyca. Operacja przeprowadzana jest w znieczuleniu miejscowym (niewielki obszar) lub ogólnym (rozleglejsze zabiegi). Bezpośrednio po zabiegu pacjent jest ubierany w specjalny strój uciskowy, który zarówno ogranicza obrzęk, jak i pozwala na modelowanie się skóry do nowych kształtów. Strój ten nosi się zazwyczaj 2-4 tygodnie, zdejmując go jedynie do kąpieli. Konsekwencją operacji są niewielkie siniaki i pobolewania okolic leczonych. Dolegliwości nie są jednak na tyle duże, by ograniczać aktywność ruchową. Efekt leczenia można oceniać już po miesiącu, ale ostateczny efekt jest widoczny po trzech miesiącach. Ocenia się go w centymetrach i w zmianie sylwetki, nie w kilogramach. Miłych doznań może dostarczyć wizyta w sklepie odzieżowym trzy miesiące po zabiegu.

Kobieta czterdziestoletnia, która dba o swoje zdrowie i wygląd, może z optymizmem patrzeć na swoje życie, czuć się w nim atrakcyjnie i dobrze. Nie na darmo ktoś powiedział, że kowalem swego losu jesteśmy my sami. To samo odnosi się także do wyglądu.

dr n. med. Jerzy Kolasiński

Dowiedz się więcej na temat zabiegów: Korekcja powiek oraz Liposukcja

 

The post Życie zaczyna się po czterdziestce first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
To już pięćdziesiąt lat https://klinikakolasinski.pl/okiem-pacjenta/to-juz-piecdziesiat-lat.html Mon, 02 Nov 2009 21:36:18 +0000 http://img.klinikakolasinski.pl/?p=2130 Minęło już 50 lat mojego wspaniałego życia. Trudno nawet ocenić, jak szybko. Przyznam, że wiele rzeczy udało mi się osiągnąć i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Wyszłam za mąż za wspaniałego człowieka. Razem przeżyliśmy już 25 lat i do dziś jesteśmy dobrymi partnerami i przyjaciółmi. Mamy dwoje dorosłych dzieci: 24-letnią córkę, która studiuje prawo […]

The post To już pięćdziesiąt lat first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>
Minęło już 50 lat mojego wspaniałego życia. Trudno nawet ocenić, jak szybko. Przyznam, że wiele rzeczy udało mi się osiągnąć i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

Wyszłam za mąż za wspaniałego człowieka. Razem przeżyliśmy już 25 lat i do dziś jesteśmy dobrymi partnerami i przyjaciółmi. Mamy dwoje dorosłych dzieci: 24-letnią córkę, która studiuje prawo w Anglii, i 19-letniego syna, rozpoczynającego właśnie studia medyczne w Krakowie. Wraz z mężem prowadzimy dość nietypowy tryb życia. Na stałe mieszkamy w Polsce, jednak liczne firmy zmuszają nas do częstych wyjazdów służbowych. Mąż praktycznie całe tygodnie spędza w Niemczech. Dla siebie mamy weekendy i przynajmniej 3 razy w roku dwutygodniowe wspaniałe wakacje w domu w Hiszpanii. Pomimo wielu obowiązków i zajęć mamy dla siebie wiele czułości, a czas wolny najchętniej spędzamy razem. Nasze dzieci praktycznie prowadzą już własne życie i odwiedzają nas tylko w czasie wakacji i świąt.

Przez wiele lat prowadzenia rozlicznych firm musiałam spotykać się w tzw. interesach na kolacyjkach i bankietach. To spowodowało, że dość znacznie przytyłam. Zawsze prowadziłam dość aktywny tryb życia, ale to nie wystarczyło by utrzymać nienaganną sylwetkę. Coraz częściej spoglądałam w lustro i krytycznie oceniając swoje kształty, postanowiłam pomóc sobie i zrzucić kilkanaście kilogramów. Od czasu do czasu męczyły mnie też duszności i kołatania serca. W nocy często budziły mnie zlewne poty. Od kilku miesięcy zauważyłam też bardziej skąpe krwawienia miesięczne. Zdawałam sobie sprawę, że wchodzę właśnie w okres klimakterium. Coraz częściej moi najbliżsi zwracali mi uwagę, że staję się nieznośna i bardziej pobudliwa. Postanowiłam to zmienić. Kurację rozpoczęłam od wizyty u endokrynologa. Pani doktor po długiej rozmowie dała mi skierowania na badania hormonalne. Po kolejnej wizycie dostałam recepty na leki w postaci tabletek i coś w plastrach. Zażywałam jedną tabletkę dziennie. Plastry przyklejałam na pośladek raz w tygodniu. Po miesięcznej kuracji czułam się zdecydowanie lepiej. Bardziej pogodna i z większą energią rzuciłam się w wir kolejnych obowiązków. Jednak po trzech miesiącach moja waga nieco się zwiększyła. Zmartwiłam się. Nie chciałam już tyć. I tak wiele ulubionych garsonek i garniturów musiałam schować do szafy, bo już były na mnie za małe. Zmianę wagi zauważył również mój mąż, co stało się przedmiotem licznych żartów z jego strony. Musiałam coś z tym zrobić. Zwróciłam się o pomoc do lekarza internisty zajmującego się problemami otyłości. Pan doktor zalecił mi zmianę diety, spacery i raz w tygodniu ćwiczenia aerobowe. Dietę zmieniłam natychmiast. Podczas kolacji i biznesowych bankietów delektowałam się tylko i wyłącznie zestawem warzyw i owoców. Ograniczyłam spożycie alkoholu, choć uwielbiam czerwone wino. Do codziennych spacerów zmusiło mnie kupienie psa. Nigdy wcześniej nie mieliśmy psa w domu. Zapisałam się też do grupy ćwiczeniowej pań po pięćdziesiątce i raz w tygodniu przez godzinę trener wyciskał z nas siódme poty. Na efekt nie czekałam długo. Po pół roku wyrzeczeń schudłam 23 kilogramy. Dla mnie był to wielki sukces, lecz moja radość nie trwała zbyt długo. Kształty mojego ciała były ładne, ale zwisająca wiotka skóra nie wyglądała zachwycająco. Zaczęłam intensywnie myśleć, co z tym zrobić. Moja twarz była smutna, a powieki górne mocno opadające. Czasem trudno było mi dobrać porządny makijaż, który ukrywałby mankamenty twarzy. Pozostałe okolice ciała po zrzuceniu tyłu kilogramów też pozostawiały wiele do życzenia. Duże opadające piersi musiał podtrzymywać masywny stanik, a wiotka obsuwająca się skóra brzucha zwisała jak okropny fałd skórno-tłuszczowy tuż nad udami. Patrzyłam na siebie z niezadowoleniem. Wiedziałam, że jedna z moich przyjaciółek poddała się zabiegom korekcji brzucha i twarzy kilka lat temu. Zadzwoniłam do niej i poprosiłam o adres kliniki oraz nazwisko chirurga, który ją operował.

Tego samego dnia umówiłam się na konsultację. Po tygodniu siedziałam w gabinecie i rozmawiałam z bardzo sympatycznym doktorem. Chirurg poinformował mnie o korektach, którym mogłabym się poddać. Zadawałam wiele pytań. Przede wszystkim, czy w moim wieku można bez żadnego ryzyka wykonać takie zabiegi. Dowiedziałam się, że jeżeli poza moimi klimakteryjnymi przypadłościami nic mi nie dolega, to śmiało mogę poddać się zabiegom chirurgicznym. Doktor zaproponował mi w pierwszym etapie wykonanie liftu twarzy wraz z korekcją powiek górnych, w drugim – zabieg podniesienia i pomniejszenia piersi, a w kolejnym korekcję powłok brzusznych. Na twarzy zależało mi najbardziej i to właśnie od niej rozpoczęliśmy poprawki. Pierwszy zabieg zaplanowaliśmy po dwóch tygodniach. Wszystkie wymagane badania miałam zrobione na bieżąco, dlatego mogłam umówić się z doktorem w bliskim terminie. W znieczuleniu miejscowym chirurg „naciągnął” skórę twarzy i skorygował powieki górne. Po trzech godzinach leżenia na sali operacyjnej zestalam przeprowadzona na salę chorych, gdzie z zimnymi okładami na powiekach musiałam odleżeć jeszcze kolejne dwie godziny. Ze szwami i opatrunkami na twarzy wyglądałam dość śmiesznie. Gdy następnego dnia wróciłam do domu, mąż już na mnie czekał. Koniecznie chciał towarzyszyć mi w okresie rekonwalescencji. Widząc mnie, zaniepokoił się trochę wielkością opatrunku, ale wspierał mnie dzielnie przez cały czas. Drugiego dnia po operacji w okolicach oczu i policzków widoczne były liczne dość znaczne siniaki i opuchnięcia.. Po pięciu dniach udałam się do kliniki na kontrolę. Pan doktor usunął większość szwów i zdjął całkowicie opatrunek. Opuchlizna zeszła już częściowo, a siniaki były jeszcze dość widoczne. Po kolejnych dwóch dniach opuchlizna i sińce całkowicie zniknęły.

Po dwóch miesiącach byłam umówiona na kolejny zabieg. Tym razem poddałam się korekcji piersi. Stawiłam się w progach kliniki w umówionym dniu. Najpierw wspólnie z chirurgiem omówiliśmy i oceniliśmy efekty korekcji twarzy. Poprawa była znaczna, a blizny pooperacyjne całkowicie niewidoczne. Delikatne nierówności, które można było jeszcze zauważyć w kilku miejscach, miały zniknąć całkowicie po dwóch miesiącach. Doktor uspokoił mnie, że tak długo goi się i przebudowuje skóra.

Zabieg podniesienia i pomniejszenia piersi był bardziej skomplikowany. Do zabiegu musiałam być znieczulona ogólnie, tak więc praktycznie nic z niego nie pamiętam. Miałam wrażenie, że obudziłam się dopiero następnego dnia, czując niewielki ból piersi. Były one szczelnie obandażowane i zaopatrzone w sportowy stanik. Po dwóch dniach, kiedy czułam się już znacznie lepiej, wróciłam do domu. W kolejnym okresie rekonwalescencji dzielnie towarzyszył mi mój mąż. To cudowny człowiek – pomyślałam. Słody przebytej operacji w postaci opuchlizny, bolesności i siniaków utrzymywały się przez dwa tygodnie. Po tym okresie stawiłam się na kontroli. Na pewno piersi nie miały jeszcze wtedy ostatecznego kształtu, ale doktor był zadowolony ze swojej pracy. Blizny byty jeszcze nieco różowe, ale wiedziałam, że z czasem staną się blade i ledwie widoczne.

Kolejne spotkanie z moim chirurgiem miało miejsce ponownie na sali operacyjnej. Tym razem poddałam się korekcji powłok brzucha. Wiedziałam, że zabieg polega na usunięciu nadmiernego fałdu skórno-tłuszczowego, a jego pozostałością ma być znaczna blizna w okolicy podbrzusza. Następnego dnia podczas zmiany opatrunku miałam możliwość obejrzenia wczesnego efektu. Pomimo świeżej rany nowe kształty mojego dala już mi się podobały. Przez sześć tygodni musiałam nosić specjalny uciskowy pas.

Teraz pozostało mi tylko być cierpliwą i czekać na końcowe efekty zabiegów. Doktorowi miałam pokazać się dopiero za dwa miesiące. Były to chyba najtrudniejsze i najdłuższe dni mojego życia. Codziennie niecierpliwie oglądałam się w lustrze. Twarz wyglądała dużo młodziej, piersi były jędrne i sterczące jak dwadzieścia lat temu, a brzuch… Jaki brzuch? Kształtna smukła talia i wydatne biodra jak u ponętnej trzydziestolatki. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i do domu zjechały dzieci, które nic nie wiedziały o korekcjach chirurgicznych mamy. Pewnego wieczoru przy kolacji syn dość uważnie mi się przyglądając, stwierdzili „Wiesz mamo, wyglądasz, jakby ubyło ci dwadzieścia lat”. Tak, czułam się piękna i młoda. Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniłam do mojego chirurga i serdecznie mu podziękowałam.

Wanda

Komentarz:

Upływające lata nie pozostają obojętne dla organizmu kobiety. Najczęściej w okolicy pięćdziesiątki pojawiają się symptomy wygasania czynności hormonalnej jajników. Jest to niezmiernie trudny okres w życiu kobiety. By go przetrwać, nie zawsze wystarcza tylko silna wola i świadomość zachodzących zmian. Ogromną rolę odgrywa w tym czasie silna więź emocjonalna z mężem, jego pomoc i czułość. Bywa jednak, że to nie wystarcza i trzeba zasięgnąć pomocy lekarza specjalisty. Dość często w tym okresie stosowana jest hormonalna terapia zastępcza. Choć pewne jej elementy budzą stale sporo kontrowersji, to jednak dla wielu kobiet jest najlepszym sposobem łagodzenia dolegliwości okresu przejściowego.

Zabieg redukcji piersi znacznie poprawia estetykę biustu i korzystnie wpływa na stan zdrowia

Zabieg redukcji piersi znacznie poprawia estetykę biustu i korzystnie wpływa na stan zdrowia

Z wiekiem dochodzi także do licznych zmian w wyglądzie twarzy i sylwetki. Pewne defekty są zapewne częściowo zawinione przez samą kobietę. Nadmierny dopływ kalorii powoduje przerost tkanki tłuszczowej w okolicach bioder, brzucha i piersi. Porównując proporcje tkanki gruczołowej do tłuszczowej w piersiach kobiety, wykazano, że z wiekiem dochodzi do znacznej przewagi procentowej tej drugiej. U kobiet, które w młodym wieku miały obfity biust, stanowiący często o jej atrakcyjności, w wieku dojrzałym może on być przyczyną znacznych dolegliwości bólowych kręgosłupa. Nadto duże piersi poważnie ograniczają sprawność ruchową. Trudno uprawiać z nimi jogging czy grać w tenisa. Korekcja chirurgiczna jest wówczas najlepszym rozwiązaniem. W niektórych krajach tego rodzaju zabiegi są nawet refundowane z funduszy kasy chorych. Operacja zmniejszenia piersi* jest rozległym zabiegiem chirurgicznym, dzięki któremu można piersiom przywrócić atrakcyjny kształt i zmniejszyć ich gabaryty. Konsekwencją korekcji jest jednak obecność blizn. Przebiegają one najczęściej dookoła otoczek brodawek oraz pionowo ku dołowi. Większość redukcji można przeprowadzać taką właśnie techniką, zwaną wertykalną. Jeśli zabieg dotyczy bardzo dużych piersi, wówczas konieczne jest przeprowadzenie poprzecznych cięć, co w konsekwencji dodaje bliznę przebiegającą w fałdzie podpiersiowym. Dla kobiet, które są silnie umotywowane, by poddać się takiej korekcji, blizny nie stanowią problemu. Nadto z czasem stają się one blade i coraz mniej widoczne. Operacyjna redukcja piersi jest jednym z trudniejszych zabiegów z zakresu chirurgii estetycznej. Przeprowadzana w znieczuleniu ogólnym trwa często kilka godzin, połączona jest z większym od przeciętnego ryzykiem powikłań. Również okres rekonwalescencji jest dłuższy i trzeba czasami poczekać kilka tygodni, by piersi przybrały nowy kształt. Ostateczny efekt najczęściej rekompensuje rozmiar poświęceń. Pacjentki po redukcji piersi należą do tych, u których stopień satysfakcji jest bardzo wysoki. Podobnym problemem bywa nadmiar skóry i tkanki tłuszczowej brzucha. Często po znacznej utracie wagi ciała dochodzi do opadnięcia tych partii ciała, co w konsekwencji powoduje znaczne problemy życiowe. Nie tylko bowiem sylwetka ma nieproporcjonalny kształt, ale często dochodzi do znacznych odparzeń okolic podbrzusza. Objawia się to szczególnie w letnie, upalne dni. Podobnie jak obfity biust, także obwisły brzuch znacznie ogranicza sprawność ruchową kobiety. Nie może ona pozwolić sobie na uprawianie sportu, a nawet na zwykłe bieganie po plaży. Również zaburzona jest sfera intymna jej życia i trudno oczekiwać w tym względzie sporej tolerancji ze strony partnera życiowego. Zabieg redukcji skóry brzucha i tkanki tłuszczowej często połączony jest z plastyką powięzi i mięśni prostych brzucha. Stąd jego nazwa: abdominoplastyka*. Podobnie jak w przypadku redukcji piersi, jest to rozległa operacja przeprowadzana w znieczuleniu ogólnym. Największym ryzykiem z nią związanym są powikłania zatorowe, stąd szczególną uwagę trzeba zwrócić na ich zapobieganie. Pacjenci przed operacją otrzymują określone dawki heparyny drobnocząsteczkowej. Są uruchamiani już w pierwszej dobie po operacji. Widok brzucha już w pierwszej dobie po zabiegu nastraja pacjentki optymistycznie. Często nowy, odtworzony pępek cieszy swym naturalnym kształtem, a smukła wciągnięta sylwetka pozwala snuć plany na rychłą zmianę garderoby. Zalecane jest noszenie pasa uciskowego przez cztery kolejne tygodnie po operacji. Czasami zdarza się, że po tygodniu gromadzi się pod skórą pewna ilość chłonki – płynu, który usuwa się, stosując proste nakłucie igłą. Blizna po zabiegu jest długa i przebiega poziomo kilka centymetrów poniżej pępka. Dość łatwo można ukryć ją pod bielizną czy dwuczęściowym strojem kąpielowym. Można więc spacerować po plaży z odkrytym nowym, gładkim brzuchem. Podobnie jak w zabiegach redukcji piersi, pacjentki po abdominoplastyce należą do najbardziej usatysfakcjonowanych z dobrodziejstw chirurgii estetycznej.

Pacjentka przed...

Pacjentka przed…

... i po abdominoplastyce - widoczna znaczna poprawa kształtu brzucha

… i po abdominoplastyce – widoczna znaczna poprawa kształtu brzucha

W opinii wielu osób „symbolem” chirurgii estetycznej jest zabieg podniesienia twarzy, zwany face-liftem*. Służy on głównie do korekcji zmian, jakie zachodzą w układzie powięziowym i skórze twarzy z biegiem lat. Na skutek zwiotczenia powięzi twarzy i stałego przyciągania ziemskiego (grawitacji) dochodzi do stopniowego opadania tkanek twarzy, takich jak skóra, tkanka tłuszczowa i mięśnie. W konsekwencji twarz przybiera wyraz zmęczenia i powagi. Obrys twarzy z owalnego i harmonijnego staje się obwisły, z uwypuklonymi ku dołowi policzkami i nadmiernym podbródkiem. Istnieje wiele technik operacyjnych korekcji tego stanu. Sprowadzają się one wszystkie do tego, by wzmocnić i unieść układ powięziowy twarzy oraz podnieść ciała tłuszczowe policzków i łuków jarzmowych. Face-lift dotyczy najczęściej 2/3 dolnych twarzy. Cięcia przebiegają najczęściej na granicy policzków i uszu, w obrębie skroni i za uszami. Po odpreparowaniu pewnej warstwy skóry chirurg dokonuje plastyki układu powięziowego, zwanego SMAS. Istnieje wiele technik przeprowadzani a tej operacji. Ostatnio coraz większą popularność, zwłaszcza wśród kobiet europejskich, zyskuje zabieg mniej inwazyjnego face-liftu (MACS-lift). Wykonuje się go w znieczuleniu miejscowym i często łączy z odsysaniem tkanki tłuszczowej podbródka. Pacjentka pozostaje w klinice najczęściej jedną dobę, natomiast opatrunek nosi zaledwie 2-3 dni. Jak po każdej korekcji w tej okolicy, musi liczyć się z obrzękiem twarzy, utrzymującym się najczęściej tydzień. Niezmiernie ważny, szczególnie dla Europejek, jest krótki okres rekonwalescencji, pozwalający na powrót do pracy w ciągu 7-10 dni. Oczywiście blizny są wówczas zaróżowione, ale można je ukryć odpowiednim uczesaniem i makijażem. Skuteczność zabiegu podniesienia twarzy określa się na 10-15 lat. Po tym okresie dochodzi do dalszego zwiotczenia powięzi. Jest to jednak na tyle długi czas, że pacjentka bez nadmiernego lęku poddaje się kolejnej korekcji.

W ostatnich latach na skutek wzrostu popularności stosowania toksyny botulinowej coraz rzadziej wykonuje się lift czoła. Tę rozległą operację z powodzeniem zastąpiły powtarzane co 6 miesięcy ostrzyknięcia botuliną. Ich ogromną zaletą jest mała inwazyjność i możliwość natychmiastowego powrotu do normalnej aktywności życiowej.

Kobieta 50-letnia w obecnych czasach nie musi już godzić się na zaszeregowanie do grona mniej atrakcyjnych przedstawicielek swojej płci. Dzięki drzemiącej w niej energii życiowej wspartej nowoczesną medycyną może śmiało walczyć o należną jej pozycję w gronie innych kobiet.

dr n. med. Jerzy Kolasiński

* Bezwzględnym przeciwwskazaniem do wykonywania tych operacji jest palenie tytoniu. Pacjentki planujące u siebie operacje zmniejszenia piersi, abdominoplastyki lub face-liftu muszą bezwzględnie zaprzestać palenia papierosów na dwa miesiące przed operacją.

Dowiedz się więcej na temat zabiegu: Podniesienie piersi oraz abdominoplastyka

The post To już pięćdziesiąt lat first appeared on Klinika Kolasiński. ]]>